środa, 10 września 2014

Rozdział 4... - I shouldn't go with you...

Przez ponad godzinę leżałam na łóżku i starałam się zasnąć, jednak bezskutecznie. Po rozmowie z mamą byłam w dziwny sposób pobudzona i rozdrażniona. Nadal nie mogłam uwierzyć, że tak o mnie pomyślała. Mówiła do mnie wręcz z wyrzutem, a przecież nie jest moja winą, że znalazła sobie niewiernego, przerośniętego gówniarza, jako partnera.
Kiedy uznałam, że w najbliższym czasie i tak nie zasnę, wstałam z łóżka i wyszłam z pokoju. W całym domu nie paliło się ani jedno światło, co oznaczało, że mama wyszła już do pracy, a Justin poszedł spać. Cicho, tak, aby nie obudzić szatyna, zeszłam na dół, do salonu i usiadłam na skórzanej kanapie, biorąc do ręki pilota od telewizora. Nie miałam w planach oglądać czegoś konkretnego, dlatego zaczęłam przeskakiwać z kanału na kanał, aby znaleźć coś wartego uwagi. Po dwóch minutach poszukiwań, zatrzymałam się na kanale z kreskówkami dla dzieci. Cóż, sama byłam jeszcze dzieckiem i nie zamierzałam udawać, że jest inaczej.
Usiadłam wygodniej na kanapie, przyciągając kolana do klatki piersiowej i obejmując je ramionami. Często tak robiłam, kiedy nie mogłam w nocy spać, a mama wychodzila do pracy na nocną zmianę.
Chciałam skupić się na bajce i to na niej skoncentrować całą swoją uwagę, lecz wtedy do moich uszu dotarł dźwięk kroków na schodach. Justin zszedł z góry, lekko nieprzytomny, w samych bokserkach. Przez moment zawiesiłam na nim wzrok, a moje usta niekontrolowanie uchyliły się. Kiedy jednak dotarła do mnie myśl, że po raz kolejny moge zostać przyłapana na wpatrywaniu się w niego, odwróciłam wzrok, pocierając dłonią ramię.
-Nie śpisz, mała? - spytał zaspany, siadając obok mnie na kanapie i opierając się o swoje kolana.
-Nie moglam zasnąć. - odparłam, unikając jego wzroku. - I nie jestem mała. - wtedy jednak spojrzałam na niego, nie ukrywając irytacji.
-Jesteś ode mnie dwanaście lat młodsza i sięgasz mi do ramienia. Przepraszam, słonko, ale będę cie tak nazywał, czy tego chcesz, czy nie. - uniosł obie ręce w geście obronnym.
-Dobrze, niech ci będzie. Byle nie "słonko", "kochanie", bądź te wszystkie inne pierdoły.
-Widzisz, powoli zaczynamy się dogadywać. - mężczyzna zaśmiał się cicho, a jego dłoń powędrowała na moje kolano. Znowu.
-Nie rozpędzaj się tak. - odwarknęłam, strącając jego rękę. Wstałam z kanapy i udałam się do kuchni, aby nalać sobie czegoś do picia.
-Mała, możesz wyjąć z szafki dwa napoje energetyzujące? - gdy przekroczyłam próg kolejnego pomieszczenia, z salonu dobiegł do mnie krzyk szatyna. Przewróciłam oczami, jednak zrobiłam to, o co mnie poprosił. Może faktycznie zachowywałam się, jak rozkapryszona księżniczka, a przecież nie chciałam, aby wziął mnie za rozpieszczoną gówniarę.
Nalałam do jednej ze szklanek wody i wyszłam z kuchni, biorąc również energetyki.
-Masz zamiar pić to w środku nocy? Przecież nie zaśniesz do rana. - spojrzałam na niego ze zdziwieniem, kiedy odebrał ode mnie puszki i otworzył obie.
-O to chodzi. Za dwie godziny mam walkę, a byłoby głupio, gdybym zasnął na ringu, nie sądzisz? - i wszystko stało się jasne. Fakt faktem, miał rację. Musiał się w jakiś sposób obudzić, a kawa mogłaby okazać się zbyt słaba. - Jeśli chcesz, mogę zabrać cię ze sobą. - spojrzał na mnie, unosząc przy tym brwi.
Zainteresowana, uniosłam głowę. Podobała mi się perspektywa ujrzenia, jak jakiś koleś skopie Justinowi dupę, jednak spędzenie kilku godzin w jego towarzystwie nie brzmiało zachęcająco. Jeżeli jednak większość czasu spędzi na przygotowaniach do walki, nie bedę musiała znosić go przez cały czas, a wiedziałam, że i tak nie zasnę.
-Bardzo chętnie. - niestety, w moim głosie dało się słyszeć zbyt dużo ekscytacji, którą chciałam przed nim ukryć.
-W takim razie ubierz się i za parę minut zejdź na dół. - westchnął, jednak nie było to zirytowane bądź poddenerwowane westchnienie. Nie uważał zatem, że będę dla niego problemem, ciężarem. - I jeszcze jedno. Ani słowa twojej matce, że cię tam zabieram, tak? - jego wzrok mówił mi, żebym nawet nie starała się zaprzeczać, dlatego posłusznie pokiwałam głową. - No to już, ubieraj się, chyba że masz zamiar jechać w samej bieliźnie i koszulce. Na pewno nikomu nię będzie to przeszkadzało. - i wróciła ta złośliwa i bezczelna strona Justina, którego w zasadzie nie zdążyłam jeszcze poznać.
Zerwałam się gwałtownie z kanapy i pobiegłam na górę, do swojego pokoju. Wyciągnęłam z szafy pierwszą parę krotkich spodenek, jaka wpadła mi w ręce. Do tego, wyjęłam top na ramiączka, sięgający zaraz za pempek. Położyłam ubrania na łóżku, a sama weszłam do łazienki, gdzie opłukałam twarz wodą i przeczesałam kilka razy włosy. Wyszłam z pomieszczenia i wtedy zdjęłam przez głowę koszulkę do spania, zakladając na siebie krótki top. Gdy sięgnęłam ręką po spodenki, drzwi od pokoju otworzyły się, a w progu stanął Justin. Na jego ustach niemal natychmiast pojawił się uśmieszek, a tak dokładniej, jego łobuzerska odmiana. Musiałam przyznać, że uśmiechając się w ten sposób, wyglądał jeszcze bardziej atrakcyjnie, niż zazwyczaj.
-Naucz się pukać! - krzyknęłam, rzucając w niego poduszką, która znalazła się pod moją ręką.
-Skarbie, widziałem już twoje majteczki, zapomniałaś? - debil najwyraźniej nie zamierzał wyjść z mojego pokoju, dlatego pospiesznie ubrałam się do końca i wyszłam z sypialni. Przechodząc obok szatyna, rzuciłam mu wściekłe spojrzenie, lecz nie odezwałam się już ani słowem.
Razem zeszliśmy po schodach na parter, do przedpokoju, gdzie założyliśmy buty. Chwyciłam jeszcze klucze od domu i wyszłam przed budynek, co Justin uczynił chwilę przede mną. Kiedy ja zamykałam drzwi wyjściowe, Justin otworzył drzwi po stronie pasażera w swoim samochodzie. Zrobilam kilka kroków w jego stronę i dopiero wtedy poczułam, jak cholernie zimno jest na dworze. W końcu, był środek nocy, a moje ubranie więcej odkrywało, niż zakrywało. Justin zauważył, że stanęłam, obejmując się ramionami. Nie pozostawił tego bez komentarza, jak zwykle.
-Chodź, mała. Popatrzysz chwilę na facetów bez koszulek, a od razu zrobi ci się gorąco. - przewróciłam oczami, podbiegając do samochodu i siadając na fotelu pasażera. Pospiesznie zamknęłam drzwi, czując, jak mój organizm zaczyna się powoli rozgrzewać.
-Wiesz, mnie nie rozgrzewają faceci bez koszulek. - chciałam chociaż raz w jakikolwiek sposób odgryźć mu się.
-Tak? To dziwne, bo ode mnie nie mogłaś oderwać wzroku. - cholera, czyli jednak zauważył. A tak bardzo starałam się to ukryć.
Nie wiedziałam prawdę mówiąc, co mam odpowiedzieć, ponieważ mój umysł jakby nagle przestał pracować.
-Patrzyłam na twoje tatuaże. - w końcu wydusiłam z siebie jakieś w miarę sensowne wytłumaczenie. Wlaściwie, jedyne, które przyszło mi na myśl w danej chwili. - Zawsze zastanawiałam się, czy to boli. - wpatrując się w jeden z tatuaży na jego przedramieniu, poczułam nieodpartą chęć przejechania po nim opuszkami palców. Nie bardzo kontrolując w tym momencie swoje ruchy, po prostu to zrobiłam. Otoczyłam jego kontur dookoła, czując na sobie wzrok chłopaka. Chwilę później jednak otrząsnęłam się i zabrałam rękę, obie układając na swoich kolanach.
-Nie krępuj się, możesz dotykać mnie częściej. - z lekko uniesionymi brwiami, uśmiechnął się do mnie znacząco.
Zawstydzona, spuściłam głowę, a po chwili oparłam ją o boczną szybę. Czułam się teraz jeszcze bardziej niezręcznie w jego otoczeniu, niż przed paroma chwilami. Nie powinnam się tak zachowywać. Nie powinnam dawać mu świadomości, że z każdą mijającą godziną może pozwalać sobie w stosunku do mnie na coraz więcej.
Kiedy mężczyzna odpalił silnik i zjechał z podjazdu, usiadł wygodniej na fotelu, jedną rękę kladąc na oparcie mojego fotela. Uprzednio jednak włączył jeszcze radio, abyśmy nie musieli siedzieć w tej męczącej ciszy.
-Przypomniało mi się coś. - wyprostowałam się gwałtownie, odwracając się w jego stronę. - Musze z tobą porozmawiać i uznałam, że teraz będzie najwałaściwszy moment. A więc, mama dzisiaj szczerze mnie zaniepokoiła, ponieważ wyczułam, że zarzuciła mi, iż przystawiam się w jakiś sposób do ciebie, a ja nie chcę, zeby tak myślała. Nie mam zamiaru zbliżać się do ciebie na bliższą odległośc, niż będę do tego zmuszona. I ty też nie masz się do mnie zbliżać. Daj jej chociaż przez chwilę nacieszyć się szczęściem, jakie czuje, będąc z tobą. - szatyn zdawał się mnie zupełnie nie słuchać, ponieważ zajął się zawijaniem kosmyków moich włosów wokół swoich palców. - Czy możesz przestać? Mówię coś do ciebie. Chociaż udawaj, że mnie słuchasz.
-Słucham cię, kotek, ale myślę nad słowami twojej mamy. Czego ona się spodziewała? Że nawet na ciebie nie spojrzę? To śmieszne. - prychnął pod nosem, zmieniając bieg i dociskając pedał gazu.
Nie odniosłam się już do jego słów, ponieważ zwyczajnie nie wiedziałam, jak. Muszę przyznać, że byłam trochę zła na mamę, że pomyślała w ten sposób i długo tego nie zapomnę. Mimo że starała się powiedzieć mi to delikatnie, mnie po prostu zabolało.
Po chwili zobaczylam, jak Justin sięga po coś, co znajdowało się pod fotelem. Jak się okazało, były to dwie puszki z piwem. Na widok alkoholu moje oczy rozszerzyły się nieco.
-Co... - nie dane mi było dokończyć, ponieważ przerwał mi głos szatyna.
-Pijesz? - podał mi jedną z puszek. Skrzywiłam się na jego gest i pospiesznie odmówiłam. - Twoja strata. - i wtedy otworzył swoją puszkę, przyłożył do ust i wypił kilka łyków. Moja szczęka opadła niemal na ziemię, kiedy zobaczyłam, co robił. Pił piwo, prowadząc samochód, rozumiecie? Pił, prowadząc. A myślałam, że nie można być jeszcze bardziej nieodpowiedzialnym.
-Człowieku, ile ty masz lat? Dwadzieścia siedem, czy siedemnaście? Przecież mógłbyś być ojcem, a zachowujesz się, jak zwykły gówniaż.
-Przestań panikować, mała. Po jednym piwie nic mi nie będzie, a nie zamierzam pić więcej. Poza tym, ogólnie mało piję i sięgam po odrobinę alkoholu praktycznie jedynie przed walką, żeby trochę się rozluźnić. Więc nie zachowuj się, jak moja matka, rozluźnij się, bo jeśli nie zrobisz tego sama, z chęcią ci pomogę. - zanim zdążyłam się zorientować ułożył dłoń na moim nagim udzie, gładząc je delikatnie. Chciałam się odezwać, jednak mężczyzna na moment puścił drugą ręką kierownicę i przyłożył palec do moich ust.
-Cichutko. - puścił do mnie oczko, wsuwając dłoń między moje kolana.
-Justin, nie przesadzaj, bo później okaże się, że moja matka miała rację. Więc teraz łaskawie zabierz te łapy. - złapałam jego dłoń obiema swoimi i ułożyłam ją na kierownicy.
-To chociaż jednego łyka. - podstawił mi pod nos puszke z piwem. Zawzięcie pokręciłam głową, więc on przybliżył do mnie alkohol.
-Ugh, pamiętaj, tylko jednego. - niechętnie wzięłam od niego piwo. Wiedziałam też, że gdybym tego nie zrobiła, nie dałby mi spokoju i zamęczał do końca drogi.
Wypilam więc mały łyczek alkoholu i oddałam mu puszkę. Skrzywiłam się nieco, czując w ustach gorzkawy posmak. Nigdy wcześniej nie piłam piwa i nie wiedziałam nawet, na jaki smak mam się przygotować. Wiedziałam jednak od razu, że nię bedę za tym tęsknić.
-Nie wiem, jak wy możecie pić to swiństwo. - wzdrygnęłam się, spoglądając na chichoczącego Justina.
-Ja też za tym nie przepadam. Wolę kakałko i soczek pomarańczowy, ale przed walką jednak lepiej wypić coś mocniejszego. - dosć szybko wypił resztę zawartości puszki i wyrzucił ją przez uchylone okno na jezdnię. - Trzymaj się, dzidzia. - zanim zdążyłam zareagować i przemyśleć jego słowa, przyspieszył gwałtownie. W pierwszym momencie moim odruchem bylo złapanie się jego ręki. Kiedy jednak zorientowałam się, co zrobiłam, puściłam go gwałtownie. Przeniosłam wzrok na prędkościomierz. Wskazówka z każdą chwilą przechylała się coraz bardziej w prawo, aż zatrzymała się na liczbie dwieście.
Ze względu na to, że był środek nocy, obwodnica miasta była całkowicie pusta, dlatego Justin mógł swobodnie rozwinąć takie prędkości. Nie powiem jednak, że czułam się bezpiecznie. W końcu, wypił jedno piwo, więc jego reakcja w razie zagrożenia może być opóźniona.
-Rozumiem, że wiesz, co robisz. - wolałam się upewnić, chociaż jego słowa w tym momencie nie bardzo mogły mnie uspokoić.
-Spokojnie, malutka. Nie prowadzę przecież pierwszy raz. - znów poklepał mnie po kolanie.
Nie mogłam już dłużej instruować go, odnośnie sposobu jazdy. Jak na razie, mimo że szybko, prowadził bezpiecznie. Nie chciałam wtrącać się po raz kolejny.

Dwadzieścia minut później, dokładnie o drugiej w nocy, Justin zaparkował w środku lasu, obok innych samochodów, przed ogromnym magazynem. Przez to, że w ciągu dalszej drogi nie zamieniliśmy ze sobą ani jednego słowa, przysnęłam na chwilę i obudziłam się dopiero, kiedy dojeżdżaliśmy, pod wpływem dłoni szatyna, błądzącej po moich plecach.
-Jedyne, o czym masz teraz pamiętać, to to, aby mnie słuchać, rozumiesz? - skoro zabrał mnie tutaj ze sobą, musiałam dzisiejszej nocy być mu posłuszna. Skinęłam więc głową i wysiadłam z samochodu, czekając, aż mężczyzna uczyni to samo. Zanim udaliśmy się w stronę wejścia, zabrał jeszcze z tylnego siedzenia sporą torbę sportową, po czym podszedł do mnie i złapał za rękę. Byłam mocno zaskoczona jego gestem, lecz kiedy zauważyłam, że nawet na mnie nie spojrzał, poddałam się jemu.
-Wolę trzymać cię przy sobie. Chyba żadne z nas nie chce, abyś się tutaj zgubiła. Uwierz, że kręci się tu nieprzyjemne towarzystwo. Widząc twoją słodką buźkę i... - zerknął w bok i zmierzył mnie wzrokiem. - I nieziemskie ciałko, mogliby wykorzystać cię, jako maszynkę do zarabiania pieniędzy, jeśli oczywiście wiesz, co mam na myśli. - niestety, dobrze zrozumiałam jego słowa. A może to dobrze? Teraz przynajmniej wiedziałam, że rzeczywiście nie powinnam oddalać się od Justina. - Nie wejdziemy głównym wejściem, ponieważ jest tutaj zdecydowanie zbyt dużo ludzi. Pójdziesz ze mną na tyły magazynu, do szatni. - kolejny raz posłusznie przytaknęłam głową, mocniej chwytając jego dłoń i przysuwając się bliżej szatyna.
Nie myślcie jednak, że po tym jednym wieczorze, wszystko między mną, a Justinem jest w porządku. Nic bardziej mylnego. Nadal nie potrafiłam się do niego przekonać, chociaż starałam się dać mu jedną, maluteńką szansę. Zgodziłam się pojechać z nim jedynie dlatego, że miałam dość ciągłego siedzenia w domu. Chciałam zobaczyć, spróbować czegoś nowego i chociaż podświadomie sprzeciwić się mamie.
Moje przemyślenia przerwał odgłos skrzypiących, metalowych drzwi. Justin puścił moją dłoń i ułożył swoje na moich biodrach, wprowadzając mnie do środka. Nie zdążyłam nawet dobrze rozejrzeć się po pomieszczeniu, ponieważ niemal od razu zostałam skierowana do kolejnego. Było zdecydowanie większe, niż pierwsze. Po środku, na podłodze stały dwa rzędy niskich ławek gimnastycznych, a po prawej stronie metalowe szafki. W drugiej części pomieszczenia, na podłodze, leżała wielka mata do ćwiczeń, przy ścianie wisiały skórzane worki, a w kącie ochraniacze na łydki. Jak przypuszczałam, sala do ćwiczeń i szatnia w jednym.
Oprócz nas w pomieszczeniu przebywało jeszcze dwóch facetów, mniej więcej w wieku Justina. Siedząc na ławce, pili jakieś napoje z puszek i rozmawiali.
-Siema. - Justin najwyraźniej dobrze ich znał, ponieważ zaraz po wejściu podszedł do mężczyzn i przywitał się z nimi po męsku, uściśnięciem dłoni.
-Widzę, że przyprowadziłeś swoją osobistą trenerkę. - wyższy z nich uśmiechnął się do mnie przyjacielsko, dlatego niemal od razu rozluźniłam się lekko.
-To jest Lily. - odparł Justin, rzucając na podłogę torbę. - Lily, to Danny i Conor. - ja również posłałam im uśmiech, lecz nie potrafiłam nic powiedzieć, jakby głos uwiązł mi w gardle.
Usiadłam na ławce gimnastycznej, obserwując poczynania Justina. Na samym początku zdjął przez głowę czarną bluzę. Wtedy znowu poczułam, że jest mi dosyć zimno.
-Mogę? - spytałam, biorąc do ręki jego ubranie.
-Jasne. - mruknął, tym razem ściągając z siebie koszulkę. Cholera, znowu odkrył swoje pociągające tatuaże i mięśnie na klatce piersiowej. A ja zmuszona byłam użyć całej swojej silnej woli, aby nie wpatrywać się w niego. Przygryzłam więc dolną wargę i, walcząc z samą sobą, spuściłam wzrok na swoje buty. - Widziałem, mała. Nie krępuj się, podziwiaj, ile tylko chcesz.
-Oh, zamknij się. - machnęłam w powietrzu ręką, a do moich uszu doszedł chichot Danny'ego i Connor'a, jeśli dobrze zapamiętałam ich imiona.
Justin zdjął z siebie spodnie i zastąpił je krótkimi spodenkami. Podszedł do worków treningowych i zaczął rozgrzewać się na nich. Kopnął kilka razy w materiał, na początek lekko. Dopiero po chwili wziął mocniejszy zamach i uderzył z taką siłą, że aż podskoczyłam na ławeczce, a huk rozniósł się chyba po całym budynku.
-Jeśli masz zamiar kopać tak ludzi, to współczuję każdemu, kto stanie przed tobą. - skrzywiłam się. Nie wyobrażałam sobie nawet, jak można przyjąć na siebie takie uderzenie. Miałam wrażenie, że jedno jest w stanie połamać wszystkie kości, dlatego zaczęłam się obawiać całej tej walki i moich nerwów podczas niej.
-Wyjmij z mojej torby rękawice. - Justin, chwytając po drodze ręcznik, stanął w drzwiach łazienki. - I poczekaj tu na mnie chwilę. - i zniknął w kolejnym pomieszczeniu.
Wykorzystując chwilę, w której w szatni nie było nikogo, podeszłam do jego otwartej szafki i wyciągnęłam z kieszeni spodni telefon. Wiem dobrze, że nie powinnam tego robić. Po prostu, coś podkusiło mnie do tego i nie bardzo zdawałam sobie sprawę, co to było. Może intuicja, że znajdę tam jakiś dowód, jeszcze bardziej obarczający go.
Chociaż nie wiedziałam, czego szukam i w jakim celu to robię, odblokowałam komórkę. Zdziwiłam się, widząc na ekranie małą, słodko uśmiechającą się, dziewczynkę. Pierwsza myśl, jaka zakwitła w mojej głowie to fakt, że ów dziewczynka jest córką Justina. Wpatrywałam się jeszcze przez chwilę w jej zdjęcie, szukając jakichkolwiek podobieństw. Kiedy jednak usłyszałam otwieranie drzwi od kabiny prysznicowej, w łazience, zrozumiałam, że do wyjścia Justina zostało mi naprawdę niewiele czasu. Weszłam więc szybko w jego sms'y i zaczęłam szukać podejrzanych, które mogłyby świadczyć o jego zdradzie. I po raz kolejny, nie pytajcie, dlaczego to robiłam. W końcu, i tak nie miałam zamiaru powiedzieć o tym mamie, przynajmniej na razie. Wiem, że kiedyś będzie musiała poznać brutalną prawdę, ale teraz chcę pozwolić jej zostać z tym pozornym szczęściem.
Po chwilo poszukiwań znalazłam wśród wiadomości, sms'a od niejakiej Megan. Jego treść nie pozostawiała nic do życzenia.
"Tęsknię za tobą, misiu, i czekam w swojej sypialni." - wysłany tydzień temu, o godzinie dziewiątej wieczorem.
Byłam wściekła. To oczywiste, że był w tym czasie w związku z moją mamą. Oczywiście, nie stanowiło to dla niego najmniejszego problemu, żeby wskoczyć do łóżka innej. Jestem taka głupia. Czego ja się spodziewałam po człowieku, takim, jak on?
Schowałam telefon z powrotem do kieszeni jego spodni i z impetem wrzuciłam ubranie do szafki. Przeczytanie tej wiadomości doszczętnie popsuło mi humor. I chociaż wiedziałam, jaka jest prawda, gdy zobaczyłam to na własne oczy, dodatkowo mnie zabolało.
Wtedy z łazienki wyszedł Justin. Tak, jak wcześniej, miał na sobie jedynie spodenki. Wycierał właśnie włosy niebieskim ręcznikiem. Kiedy uznał, że nie spadają z nich kropelki wody, odrzucił ręcznik w kąt, a sam podszedł do swojej torby, z której wyjął materiałowe ściągacze na kostkę i część stopy. Założył oba, po czym wstał, spoglądając na mnie.
-Więc chodź, księżniczko. - niepewnie podniosłam się z ławki i zerknęłam na niego spod rzęs. Nie mogłam powiedzieć mu o tym, co znalazłam, ponieważ wtedy wściekłby się na mnie, za szperanie w jego rzeczach. Wolałam więc nie odezwać się ani słowem i iść razem z nim w wyznaczone miejsce. Podeszliśmy razem do metalowych drzwi, a kiedy szatyn otworzył je, doszły do mnie krzyki, oklaski i szmery rozmów. Niemal cały magazyn wypełniony był ludźmi, głównie facetami. Tylko co jakiś czas w moje oczy rzucała się kobieca postać. Światła padały głównie na środek hali, gdzie na lekkim podwyższeniu znajdował się ring, na którym ma odbyć się walka.
-Panie i panowie! - z głośników, rozmieszczonych po całym magazynie, dało się słyszeć głos jakiegoś faceta. Celowo przeciągnął oba słowa, aby jeszcze bardziej wprowadzić wszystkich w niepewność. - Przed nami ostatnia już dzisiaj, walka wieczoru! - znów krzyczał do mikrofonu, a na sali rozniosły się piski i oklaski. - W lewym narożniku, czterokrotny mistrz, Justin Bieber! - jak widać, szatyn nie był tutaj jednym z początkujących, tylko doświadczonym zawodnikiem. - Po drugiej stronie ringu stanie najnowsze odkrycie tego sezonu. Przywitajmy gromkimi oklaskami Davida Grey'a. - kiedy inni zaczęli piszczeć i krzyczeć, ja stałam prosto, nie poruszając się i wpatrując w jeden, martwy punkt. Po przeciwległej stronie magazynu ujrzałam swojego brata, którego imię przed paroma chwilami usłyszałam z głośników. Chłopak szedł w stronę ringu, a jego wzrok spoczywał na mnie. Prawdopodobnie, nie ocknęłabym się bardzo długo, lecz z zamyśleć wyrwał mnie głos Justina.
-Baw się dobrze, słonko, patrząc, jak skopię dupę twojemu braciszkowi. - zaśmiał się kpiąco, biorąc ode mnie rękawice i ruszając w stronę ringu.

~*~

Więcej scen z Justinem i Lily. Mam nadzieję, że się cieszycie ;D
Proszę Was również o komentowanie, bo mam ostatnio problem z pisaniem twgo opowiadania, a Wasze komentarze bardzo mnie motywują :)
CZYTASZ=KOMENTUJESZ
ask.fm/Paulaaa962

19 komentarzy:

  1. ooo, cudowny rozdział! strasznie mnie to wkręciło!:o

    OdpowiedzUsuń
  2. Ma walkę z jej bratem ;o chcę wiedzieć kto wygra, teraz! Ten zadziorny Justin podoba mi się najbardziej, ha ha xD do następnego <3

    OdpowiedzUsuń
  3. Hmm a myślała, że Justin może być miły.
    Dupek z niego no ale cóż.
    I tak ma w sobie to "coś".
    Cuudny rozdział, kompletnie nie spodziewałam się Davida
    Życzę weny skarbie
    Do następnego

    OdpowiedzUsuń
  4. Ale z niego chuj. A ja myślałam że na serio on może być miły ech. NO dobra dodawaj szybko następny x

    OdpowiedzUsuń
  5. Chamski,pociagający dupek....-.-

    OdpowiedzUsuń
  6. no to fajnie . Teraz wyszło, że Lily kibicuje Justinowi, ciekawe jak to się skończy :D Już nie umnie sie doczekać nastęonego :D Pisz, pisz sppokojnie , my najwyżej będziemy zniecierpiliwione , ale i tak Cię kochamy <3

    OdpowiedzUsuń
  7. Świetny. Justin jest takim słodkim dupkiem. Ma w sobie to coś. Jestem ciekawa kto wygra walke. Wciągnęło mnie to opowiadanie.
    Życzę weny i czekam na następny.
    kocham cię xx
    ps. przepraszam że nie skomentowałam tamtego rozdziału.

    OdpowiedzUsuń
  8. Świetny. Uwielbiam.

    OdpowiedzUsuń
  9. nie moge sie doczekac nastepnego

    OdpowiedzUsuń
  10. Ale super *0* !!! Ale z Justina dupek... Wziął ją tam tylko po to żeby widziała jak bije jej brata... Chuj jeden.

    OdpowiedzUsuń
  11. Z rozdziału na rozdział to opowiadanie coraz bardziej mnie zaciekawia :o Justin zachował się słodko, że obronił Lily, ale czy zrobił to z dobrej woli, bezinteresownie, czy może miał w tym jakiś swój interes? Dlaczego jej matka podejrzewa ją o to, że będzie chciała odbić jej chłopaka? :o to chore, przecież dla Lily liczy się szczęście jej mamy. Czy Justin zabrał Lily celową na tę walkę, żeby widziała jak skopie dupę jej bratu? :o Jeśli tak to jest idiotą ;-; oby wyszło na to, że to David zbije Justina, a nie na odwrót ;) czekam z niecierpliwością na kolejny, weny kochana :* !

    OdpowiedzUsuń
  12. Ale chuj z tego Justina xD czekam na nn ;)

    OdpowiedzUsuń
  13. Ugh justin opanuj dupsko :p jak zwsze rozdzial zajebisty

    OdpowiedzUsuń