środa, 17 września 2014

Rozdział 6... - We can't do this...

Tego dnia w szkole nie potrafiłam na niczym się skupić. Byłam zmęczona, niewyspana, a dodatkowo poddenerwowana wczorajszymi wydarzeniami. Prosto mówiąc, koszmarny dzień.
-Czy panna Lily mogłaby w końcu przestać ziewać i spojrzeć na tablicę? - w pierwszym momencie nie zrozumiałam, że słowa te kierowane są do mnie. Dopiero kiedy poczułam szturchnięcie w bok od kolegi z ławki, spojrzałam na nauczyciela.
-Oczywiście, przepraszam. - mruknęłam, lecz w tym samym momencie ziewnęłam. Po klasie rozniósł się tłumiony chichot uczniów, na co ja przewróciłam oczami. - Przepraszam. - powtórzyłam, z cichym śmiechem. Całe szczęście, nauczyciel Roben, z którym miałam właśnie lekcję angielskiego i który był jednocześnie moim wychowawcą, był naprawdę w porządku. Jego wiek nie przekraczał myślę trzydziestu dwóch lat, a jego podejście do uczniów zazwyczaj było bardzo łagodne.
-Może pochwalisz nam się, co takiego interesującego robiłaś w nocy, że zasypiasz na tak interesujących rzeczach, jaką jest Romeo i Julia? -  założył ręce na piersi i uniósł brwi, lecz na jego ustach w dalszym ciągu widniał uśmiech.
-A co pan taki ciekawski? - odgryzłam się z przekorą, opierając się o oparcie krzesła i również zakładając ręce na piersi.
-Widzisz, wszystko chciałbym wiedzieć. - zacmokał kilka razy w powietrzu. - Ale nie tłumacz się. Doskonale wiem, skąd bierze się twoje niewyspanie. - zainteresowana jego słowami, zmarszczyłam brwi i oparłam się przedramionami o ławkę. Czyżby naprawdę wiedział? - Widzisz, lubię czasem oglądać walki bokserkie na obrzeżach miasta. - cholera, punkt dla niego. - A już zwłaszcza, kiedy walczy mój były uczeń. - spojrzał na mnie znacząco. Wiedziałam dobrze, że mówił o moim bracie. - A tak swoją drogą, przepraszam za tak osobiste pytanie, czy łączy cię coś z drugim z zawodników, niejakim Justinem Bieberem? - kiedy tylko wymówił jego imię, moja mina zrzedła. Nie miałam najmniejszej ochoty słuchać o nim nawet tutaj.
-Zadaje pan zbyt osobiste pytania. - warknęłam, po czym zgarnęłam książki z ławki do torby, założyłam ją przez ramię i wstałam z krzesła, a następnie wyszłam z klasy.

Za kogo on się uważa, zadając takie pytania? Czy naprawdę sądził, że odpowiem mu, w dodatku w obecności całej klasy? Jakiekolwiek powiązania z dwanaście lat starszym facetem mogłyby kojarzyć się tylko z jednym. Poza tym, nie chciałam o nim rozmawiać i myślę, że każdy doskonale zrozumiałby to, znając moją sytuację.

Prosto z klasy udałam się w stronę męskiej szatni. Miałam zamiar  porozmawiać z Jake'iem zaraz po lekcji, lecz skoro do dzwonka zostało jeszcze kilka minut, poczekam na niego.

Chwilę później weszłam do szatni. Do moich nozdrzy niemal od razu doszedł zapach męskich dezodorantów i perfumów. To jeden z powodów, dla których lubiłam tu przesiadywać.
Usiadłam na jednej z ławek gimnastycznych pod ścianą. No, właściwie nie usiadłam, tylko położyłam się na niej, układając pod głową bluzę Jake'a, leżącą obok mnie. Miałam nadzieję, że chociaż tutaj odrobinę odpocznę, jednak kiedy tylko przymknęłam powieki, do moich uszu doszły śmiechy i gwizdy, czyli innymi słowy, chłopaki z klasy Jake'a wracali do szatni.
Już po chwili kilku umięśnionych kolesi bez koszulek wpadło do pomieszczenia. Ja czekałam jednak na tego jednego, którego, prawdę mówiąc, kochałam. Oczywiście, darzyłam go uczuciem, jakim darzy się przyjaciela.
-Cześć. - westchnęłam, podnosząc się do pozycji siedzącej, kiedy zobaczyłam, że do szatni wszedł Jake.
-Siema, młoda. - brunet chciał podejść do mnie i przytulić, jednak w ostatnim momencie ułożyłam dłoń na jego nagiej klatce piersiowej.
-Jesteś spocony, nawet mnie nie dotykaj. - wypięłam do niego język, a po szatni rozniósł się stłumiony śmiech reszty.
-Ja przytulam cię za każdym razem, kiedy tego chcesz, więc oczekuję tego samego. - mruknął, udając rozkapryszone dziecko. Nim zdążyłam się zorientować, oplątał swoje silne ramiona wokół mojego pasa i przycisagnął mnie do uścisku
-Spadaj ode mnie! Jesteś cały mokry! - pisnęłam, a wtedy kumple Jake'a nie wytrzymali i parsknęli śmiechem.
-Cały spocony w łóżku pewnie ci nie przeszkadza. - jeden z nich rzucił w moim kierunku, przybijając piątkę z chłopakiem stojącym obok.
-Dobra, dobra, chłopaki, nie przesadzajcie. Powtarzam po raz kolejny, to moja siostra, a nie zabawka do łóżka. - prawdę mówiąc, to ja chciałam odpowiedzieć, ale uprzedził mnie przyjaciel.
-A teraz naprawdę już się ubieraj. Nie chcę rozmawiać tutaj. Zbyt dużo świadków. - zmierzyłam wzrokiem pozostałych w szatni, po czym odwróciłam się na pięcie i wyszłam z pomieszczenia.

-Ta noc była najdłuższą i chyba najgorszą nocą w cały moim krótkim życiu. - sapnęłam, opuszczając ramiona bezwładnie i sprawiając, że opadły wzdłuż mojego ciała.
-Co się takiego wydarzyło? - Jake zarzucił mi rękę na ramię, kiedy szliśmy jednym ze szkolnych korytarzy.
-Przepraszam, nie chce mi się kolejny raz tego powtarzać. Powiem tylko tyle, że mam go cholernie dość! Powiedział Davidowi, że się z nim przespałam, on w to uwierzył, przegrał przez to walkę, był na mnie wściekły, a kiedy ja dowiedziałam się, co nakłamał Bieber, strzeliłam mu z liścia w twarz przy wszystkich i... - już unosiłam głos, rozwijając w ten sposób napięcie w mojej histori, kiedy chwilę później znów sapnęłam. - Naprawdę nie chcę o tym opowiadać. Chcę ci tylko powiedzieć, że zwariuję, jeśli dalej będę z nim mieszkać pod jednym dachem, chociaż minął raptem jeden dzień! - krzyknęłam, zwracając tym uwagę kilku osób, przechodzących obok. Dlatego, kontynuując, zniżyłam głos do szeptu. - Myślałam, że zaczęliśmy się w jakiś sposób dogadywać, ale on musiał wszystko spieprzyć. Nie wiem już, co mam robić. W dodatku, cały czas się mnie czepia, jak rzep psiego ogona. Nie chcę, żeby się do mnie zbliżał, a on ciągle "skarbie, myszko, kotku". Ugh, mam go po prostu dosyć. - ostatni wyraz znacznie przeciągnęłam.
-Z twoich opowiadań, również mam go dość. Debil myśli, że jak owinął sobie twoją matkę dookoła palca, z tobą będzie mógł zrobić to samo. Żałosne. - widziałam, że cała ta sytuacja, z przeprowadzką Justina, nie podobała się Jake'owi. Odniosłam nawet przez parę chwil wrażenie, że był o mnie zazdrosny, ale kiedy tylko ta myśl pojawiła się w mojej głowie, szybko nią potrząsnęłam.
Przecież to niemożliwe.
Wtedy w naszych uszach rozległ się dzwonek, informujący o końcu przerwy i rozpoczęciu lekcji.
-W takim razie, do zobaczenia. - stanęłam na palcach, aby pocałować chłopaka w policzek, jednak on delikatnie objął moją twarz dłońmi i przyłożył swoje wargi do moich ust. Byłam jednocześnie zaskoczona, jak i, chyba, szczęśliwa. Podobało mi się to. Jednak, kiedy on całował mnie, a ja to odwzajemniałam, w mojej głowie pojawiła się pewna myśl. Nie czuję nic do Jake'a w ten sposób, w jaki on mógłby chcieć. Zawsze był i będzie dla mnie najlepszym przyjacielem, z którym jestem dużo bliżej, niż z własnym bratem. Jednakże, nie chciałabym go zranić, dlatego myślę, że lepiej by było, gdyby brunet również nie zmienił swoich uczuć, względem mnie.

Weszłam do damskiej szatni i położyłam swoją torbę na jednej z ławek gimnastycznych. W pomieszczeniu przebywało już większość dziewczyn z mojej klasy. Właściwie, z niektórymi nie zamieniłam w życiu żadnego słowa. Nie utrzymywałam z nimi kontaktu i pasował mi taki układ. Przynajmniej nie było między nami żadnych spięć.

Bez słowa, z ich wzrokiem na plecach, ściągnęłam z siebie bluzkę i zastąpiłam ją luźną koszulką na ramiączka. Zdjęłam również jeansy i wsunęłam na tyłek krótkie, dopasowane spodenki. Nie czekałam na resztę dziewczyn i wyszłam na dwór, na boisko, gdzie miałyśmy mieć lekcję wychowania fizycznego. Związałam również włosy w wysoką kitkę, aby nie przeszkadzały mi podczas biegania.

Kiedy chciałam zacząć rozgrzewkę, na gest nauczyciela, do moich uszu doszedł chichot dziewczyn z mojej klasy. Odwróciłam się przodem do nich, zauważając, że co jakiś czas zerkają w stronę trybun. Ja również spojrzałam w tamtym kierunku i niemal od razu mnie zamurowało. Tak, zamurowało na zewnątrz, natomiast w środku wręcz się zagotowałam. Justin bezczelnie siedział na jednym z miejsc, wpatrując się we mnie z głupawym uśmieszkiem na ustach. Nie zamierzałam tak tego zostawić. Byłam zbyt wściekła, żeby odwrócić wzrok i skupić się na ćwiczeniach, dlatego zacisnęłam dłoni w pięści i ruszyłam w kierunku szatyna.
-Czy ty mnie śledzisz!? - krzyknęłam, znajdując się blisko niego. Oddychałam ciężko i nierówno, a oprócz pięści, zacisnęłam również szczękę.
-Spokojnie, koteczku. Złość piękności szkodzi. - wyciągnął w moim kierunku rękę i pogłaskał mnie po policzku, lecz udało mi się szybko strącić jego dłoń. Nie zamierzam pozwalać, aby mnie dotykał.
-Po co tutaj przyszedłeś? Masz zbyt mało interesujące życie, że tak bardzo wpieprzasz się w moje? - nie lubiłam przeklinać, ale sytuacja tego wymagała. On natomiast cały czas uśmiechał się kpiąco, jeszcze bardziej podnosząc mi tym ciśnienie. Za kogo on się uważał? Podczas kiedy ja byłam wściekła, jego to wszystko po prostu bawiło.
-To chyba nie grzech, popatrzeć na dziewczynki w krótkich spodenkach i obcisłych bluzeczkach, prawda? - wyciągnął z kieszeni papierosa i wsunął go do ust, następnie zapalając zapalniczką. - Poza tym, przyszedłem tutaj do kumpla. - wtedy uniósł jedną rękę, w ten sposób na odległość witając się z moim nauczycielem wychowania fizycznego.

Wstał i, omijając mnie, podszedł do mężczyzny. Zobaczyłam, jak poczęstował go papierosem i zaczęli o czymś rozmawiać, równocześnie śmiejąc się z tego. Jeszcze przez parę chwil przypatrywałam im się ze skupieniem, kiedy w pewnym momencie zobaczyłam, jak nauczyciel przywołuje mnie do siebie gestem dłoni. Niechętnie udałam się w jego stronę, nie spiesząc się jednak. Stawiałam krok za krokiem, aby opóźnić moment, w którym będę bliżej niż dwa metry od Justina.
-Słucham? - mruknęłam w końcu, zakładając za ucho kosmyk włosów, który wydostał się z kitki.
-Wydaje mi się, że kazałem wam biegać. - spojrzał na mnie spod okularów słonecznych.
-Przepraszam, ale...
-Nie ma żadnego ale. - tak, jak zazwyczaj dało się z nim normalnie rozmawiać, tak teraz, przy Justinie, stał się inny, lecz nadal żartował. - Proszę bardzo, dodatkowe dziesięć kółeczek. Oczywiście, oprócz tych dziesięciu, które robią wszyscy. - machnął ręką w kierunku bierzni, a ja sapnęłam z niedowierzaniem.
-I jeszcze kolejne pięć za ociąganie się, młoda damo. - tym razem wtrącił się Justin, a obaj mężczyźni zaśmiali się, prawdopodobnie na widok mojej miny.
-Pierdol się. - warknęłam wściekle, a następnie rozpoczęłam karne okrążenia, przeklinając w duchu ich obu.

Skończyłam w-f dobre piętnaście minut po wszystkich, odrabiając dodatkowe kółka. Chociaż sport niemal zawsze pomagał mi uspokoić się, tym razem nie pomógł ani odrobinę i nadal byłam wściekła. Nie potrafilam powiedzieć konkretnie, dlaczego. Chyba z tego powodu, że matka urodziła kogoś takiego, jak Justin Bieber, przez którego zaczęły się wszystkie moje problemy.

Zaraz po wejściu do szatni, udałam się do łazienki, w której wzięłam szybki prysznic. Zawsze starałam się po w-fie zostać sama, aby w spokoju móc się opłukać i wyjść już świerza.

Kiedy wyszłam spod prysznica, zorientowałam się, że przez te wszystkie nerwy zapomniałam z szatni ubrań, dlatego owinęłam się ręcznikiem i, praktycznie nago, wyszłam z pomieszczenia. Myślałam, że dostanę zawału, gdy zobaczylam, że na ławce gimnastycznej, na przeciwko drzwi od łazienki, siedział Justin, oparty o swoje kolana.
Czy on sobie ze mnie, kurwa, żartuje?
-Nic nie mów. - wystawiłam przed siebie jedną rękę, zauważając, że na jego ustach pojawił się głupawy uśmiech, a on sam już chciał skomentować zaistniałą sytuację.
-Nie muszę mówić. Wystarczy mi, że będę patrzył. - bezczelnie żuł gumę, wpatrując się we mnie, kiedy ja nie wiedziałam, co mam zrobić. Stałam przed starszym, zboczonym mężczyzną, w dodatku partnerem mojej mamy, nago. Przyznajcie, że to okropnie niekomfortowa sytuacja.

Jakby tego było mało, do szatni weszła sprzątaczka. Odnosiłam wrażenie, że nigdy mnie nie lubiła. Nigdy nie odpowiedziała, kiedy mówiłam jej dzień dobry, nigdy nie uśmiechnęła się do mnie. Nic.
-Zabrałaś swoje rzeczy z łazienki? - spytała oschle, podchodząc do drzwi od kolejnego pomieszczenia.
-Tak, ale... - nie dała mi dokończyć, ponieważ zamknęła łazienkę na klucz i schowała go do kieszeni. - Muszę się jeszcze ubrać. - jęknęłam, już ciszej.
-Trzeba było myśleć o tym wcześniej. - warknęła, spoglądając na mnie spode łba, a potem przenosząc wzrok na szatyna. - Takie rzeczy w szkole, to przecież niedorzeczność. - mruknęła, zniesmaczona, kręcąc przy tym głową.
-Droga pani, to tylko seks, nic strasznego! - krzyknął za nią Justin, a mi momentalnie opadła szczęka. Jak śmiał powiedzieć coś tak obrzydliwego? Przecież ta kobieta rzeczywiście mogła uwierzyć w słowa mężczyzny i uznać, że skoczyliśmy pod prysznic na szybki numerek. Nie miałam również pewności, czy nie przekarze tej idiotycznej plotki dalej.
Zajebisty dzień. Po prostu zajebisty. A najgorsze, że jeszcze się nie skończył.

Gdy sprzątaczka zatrzasnęła za sobą drzwi od szatni, zostałam z nim sama. Chociaż, może powinnam powiedzieć inaczej. Zostałam z nim sama, w samym ręczniku, bez możliwości przebrania się w osobnym pomieszczeniu i ze świadomością, że za pięć minut wpadną tutaj chłopaki z najstarszej klasy, aby przygotować się do lekcji. Istna tragedia.

-Zadowolony jesteś z siebie!? - naskoczyłam na niego, podczas kiedy szatyn dalej siedział na ławce, zwijając się ze śmiechu. Miałam ochotę zrobić mu krzywdę, naprawdę. Chciałam w końcu zmyć z jego twarzy ten pieprzony, chociaż swoją drogą piękny, uśmieszek.
-Nawet nie wiesz, jak bardzo. - wstając, potarł o siebie obie dłonie i zaczął się do mnie zbliżać, a ja automatycznie zrobiłam kilka kroków w tył. Robi się niebezpiecznie. - Nie bój się mnie skarbie. Ja nie gryzę... zazwyczaj. - dodał po chwili, kolejny raz chichocząc pod nosem. Jego wciąż wszystko bawiło, a moje serce zaczęło bić zdecydowanie zbyt szybko. To chyba nic dziwnego, że zaczęłam się bać. Nie znałam go przecież i nie wiedziałam, do czego jest zdolny. Krył się we mnie ogromny niepokój i w tym momencie oddałabym wszystko, aby tylko się go pozbyć. Pozbyć strachu i pozbyć Justina.
-Odsuń się ode mnie, chcę się ubrać. - wydukałam, lecz w moim głosie nie było już tyle pewności, co przed chwilą.
-Czyżby moje maleństwo się wystraszyło? - szatyn wydął dolną wargę i podszedł jeszcze bliżej mnie, aż w końcu moje plecy uderzyły o ścianę za mną. Nie wiem nawet, dlaczego, w moich oczach zebrały się łzy. Justin niby nie zrobił nic konkretnego, ale sama świadomość, że był tak blisko mnie, kiedy ja stałam przed nim półnaga, paraliżowała mnie. - Czemu płaczesz? - mężczyzna uniósł dłoń i przejechał jej wierzchem po moim policzku, ścierając z niego jedną łzę, której nie udało mi się zatrzymać pod powieką. Nie potrafiłam również odpowiedzieć na jego pytanie. W końcu, sama nie wiedziałam, skąd i dlaczego łzy. - Przecież nic ci nie zrobiłem. Po co od razu płaczesz? Myślałem, że jesteś wyszczekaną dziewczynką, a jednak ktoś tu jest bardzo delikatny i wrażliwy. - przez ułamek sekundy miałam wrażenie, że pozbył się z głosu ironii.
-Ja... Ja się boję... - wydukałam z siebie, pociągając jednocześnie nosem, aby więcej łez nie wypłynęło spod moich powiek.

Wtedy Justin uniósł w powietrze obie ręce i odsunął się ode mnie. Myślałam, że na ten krótki moment zmienił się, zmienił swój charakter i podejście do innych. Owszem, myślałam tak, do czasu, kiedy zobaczyłam, że przewrócił oczami. Powróciła jego chamska i zarozumiała strona. Nie chciałam jednak komentować tego, więc podeszłam prosto do swojej torby i wyjęłam z niej bieliznę oraz bluzkę.

W międzyczasie zdążyłam się już uspokoić, łzy wyschły, a oddech unormował się. Znów miałam siłę, aby odpyskować na bezczelne docinki ze strony Justina. Znów miałam siłę, aby powiedzieć, co myślę o nim.

Przygryzając dolną wargę, odwróciłam się tyłem do szatyna. Cóż, nie było mi na rękę przebierać się w towarzystwie dwanaście lat starszego faceta, ale nie miałam innego wyjścia. Moim jedynym wyjściem była szatnia, z Justinem w środku, lub korytarz szkolny z całą bandą uczniów. Mimo wszystko wybierałam jego.

Dyskretnie i szybko wsunęłam na siebie majtki, tak, aby nie spadł mi podczas tego ręcznik. Kiedy miałam już na sobie dolną część bielizny, rzuciłam jeszcze ukradkowe spojrzenie na Justina, którego wzrok nie opuszczał mojego ciała, a następnie odwróciłam się do niego plecami i upuściłam ręcznik, który cicho opadł na podłogę. W tym momencie stałam praktycznie całkowicie nago, miałam przecież na sobie jedynie majtki. Czułam się z tym cholernie niekomfortowo i po prostu krępowałam się, co nie powinno nikogo dziwić. Dlatego właście szybko podniosłam z ławki stanik, dla pewności zasłaniając piersi ręką, i włożyłam ręce między ramiączka. Poczułam się odrobinę pewniej, kiedy materiał zakrywał już mój biust, jednak wtedy poczułam jego duże, ciepłe dłonie, dotykające moje plecy.

Zamarłam momentalnie, gdy sunął opuszkami palców po mojej skórze. Jego ręce były dość szorstkie, co kontrastowało z moim ciałem. Dzięki temu jednak, a może raczej przez to, czułam, jak wdłuż mojego kręgosłupa przechodzą przyjemne dreszcze. Cholera, przyjemne. Czułam je, chociaż czuć nie chciałam. A może chciałam, tylko oszukiwałam samą siebie? Nie wiem.
W końcu szatyn dotarł palcami do zapięcia stanika i zapiął go, na koniec delikatnie i powoli poprawiając ramiączka. Gdybym nie wiedziała, że w szatni jesteśmy sami, nigdy nie pomyślałabym, że wszystkie te ruchy należały do Justina. Były niesamowicie spokojne i subtelne. Całkowite przeciwieństwo jego usposobienia.
Jego dłonie jednak nie opuściły mojej skóry, tylko, podczas kiedy mężczyzna w dalszym ciągu stał za mną, powędrował po moich bokach, a później wzdłuż żeber, pod piersi. Uznałam, że muszę to przerwać, ponieważ zaszło już zdecydowanie za daleko. Było to nie w porządku w stosunku do mamy, która, niczego nieświadoma, wracała pewnie do domu.
-Przestań, Justin. Nie powinniśmy. - mruknęłam, robiąc krok w przód i jednocześnie oddalając się od niego.
-Nie zawsze robi się to, co powinno się robić, prawda? - mężczyzna ułożył od tyłu dłonie na moich biodrach, nachylając się nad moim uchem i szepcząc do niego.
-Nie możemy, ja nie chcę, odsuń się. - słowa, które wychodziły z moich ust, bardziej przypominały dukanie, niż pełne zdania. Jakbym nie była pewna tego, co mówię.

Wzięłam się jednak w garść i ostatecznie oddaliłam się od szatyna. Cały czas odwrócona do niego plecami, aby nie zobaczył moich piersi, okrytych jedynie stanikiem, założyłam na siebie bluzkę i spodnie. Resztę rzeczy spakowałam do torby i założyłam ją na ramię, po czym wyszłam z szatni, wyjściem, prowadzącym na boisko. Justin bez słowa udał się za mną. Nie chciałam się odwracać, ponieważ czułam się... naprawdę dziwnie. Z jednej strony, nie zrobiłam przecież nic, co mogłoby go sprowokować. Nie zrobiłam również nic, co ukazywałoby, że sama tego chciałam. Z drugiej natomiast, nie odepchnęłam go od razu i przez to byłam na siebie wściekła.

Byłam tak zamyślona, że nie widziałam nawet, gdzie idę. Dopiero kiedy Justin pociągnął mnie za rękaw w stronę swojego samochodu, ocknęłam się i wróciłam do rzeczywistości. Kiedy doszliśmy do czarnego BMW, Justin nawet otworzył mi drzwi od strony pasażera, czym również mnie zdziwił. Usiadłam na fotelu i czekałam w milczeniu, aż do mnie dołączy i może w końcu coś powie. Coś, cokolwiek, byleby przerwać tę ciszę. Moglibyśmy rozmawiać nawet o pogodzie. Nie chciałam po prostu milczeć, nie teraz.

-Podobało ci się. Widziałem. - musiałam przez chwilę zastanowić się, o czym mówi szatyn i dopiero po chwili zrozumiałam jego słowa. Oburzona, chciałam odpowiedzieć, zaprzeczyć oczywiście, lecz mężczyzna kolejny raz zabrał głos. - Siebie możesz oszukiwać, ale przede mną niczego nie ukryjesz. Pamiętaj o tym...

~*~

Wczoraj spłynęło ha mnie kilka pomysłów na to opowiadanie, a tymczasem, coś odrobinkę zaczyna się między nimi dziać, ale w następnym... A zresztą, sami zobaczycie :)
CZYTASZ=KOMENTUJESZ
ask.fm/Paulaaa962

14 komentarzy:

  1. awwww w końcu sie cos zaczyna dziac *.*

    OdpowiedzUsuń
  2. Rany! Pomimo tego, że wydawało mi się, iż Justin w tym opowiadaniu to świnia i krętacz a w dodatku szuja i te wszystkie inne przezwiska, które się wymyśla, gdy się jest na kogoś złym, to teraz poczułam motylki w brzuchu, czytając, jak on.. delikatnie ją dotykał. Mimo tego, że to dość krępujące, że jest partnerem jej matki, to po prostu nie mogłam powstrzymać się i nie odtworzyć w głowie obrazu, jak Justin całuje Lily. To po prostu takie gorące!
    Jestem ciekawa co będzie w następnym! :D
    ~ Twoja wierna czytelniczka, Drew.
    http://glow-in-your-eyes-enlighten-my-world.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  3. Boże Justin jednak ma serce ;o xD to takie zaskakujące, że nie rzucił się na nią, wykorzystał i odszedł. Kocham i do następnego <3

    OdpowiedzUsuń
  4. Och Justin kochany ♡

    OdpowiedzUsuń
  5. Świetny. Justin kiedy chce potrafi się zachować. Czuje tak samo jak Justin, że Lily chciała tego. Przynajmniej tak mi się wydaje. Będzie się działo jeszcze więcej omg
    Czekam na kolejny.
    kocham cię xx

    OdpowiedzUsuń
  6. Cudowny *. * nie mogę się doczekać następnego rozdziału <3

    OdpowiedzUsuń
  7. cudowne , haha w tej szatni heh aż mi się przypomniało jak kolega nam wszedł jak się przebierałyśmy a potem nie chciał wyjść więc go próbowałam wypchnąć ale nie pomyślałam o tym że mogę razem nom wylądować na korytarzu w majtkach i staniku . kurde ale wtedy byłam skrępowana :>

    OdpowiedzUsuń
  8. Jejku taki slodziutki rozdział :)

    OdpowiedzUsuń
  9. JAPIERNICZE ! ZAJEBISTY !!!! CZEKAM NA NN <33

    OdpowiedzUsuń
  10. Co za Austin? W którym rozdziale sie całowała z Austinem? W drugim rozdziale z Jake'm ale Austin?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Boże, tak strasznie przepraszam. Mam mętlik, ponieważ w drugim opowiadaniu przyjaciel ma na imie Austin i muszę się pilnować, bo z przyzwyczajenia zawsze piszę Austin. Przepraszam...

      Usuń