sobota, 20 września 2014

Rozdział 7... - I'm afraid you and nothing can change that...

Siedząc razem z Justinem w jednym samochodzie, czułam się cholernie niezręcznie, zwłaszcza po tym, co zaszło między nami w szatni, po lekcji wychowania fizycznego. Nie potrafiłam spojrzeć mu prosto w oczy, unikałam jego spojrzenia, ponieważ wiedziałam, że to, do czego dopuściłam, nigdy nie powinno się wydarzyć. Justin jest partnerem mojej matki, a ja go przecież nienawidzę. Muszę o tym pamiętać, zwłaszcza w momencie, w którym szatyn zaczyna mnie dotykać, ponieważ wtedy jakbym traciła nad sobą kontrolę i za to jestem na siebie wściekła.

-Dlaczego nic nie mówisz? - mężczyzna zerknął na mnie przelotnie, lecz po chwili znów zatrzymał wzrok na przedniej szybie.
-Dlatego, że ty nic nie mówisz. - odparłam, z rękoma założonymi na piersi, ale nie byłam na tyle odważna, aby na niego spojrzeć.
-Czekam, aż ty się odezwiesz. Mogłabyś, hmm... - udał, że przez chwilę się nad tym zastanawia. - Skomentować to, co zaszło między nami w szatni. - spuściłam głowę, znów czując, że szatyn mnie zawstydził. Starałam się nie peszyć w jego otoczeniu, lecz kiedy tylko zaczynał mówić, od razu na moich policzkach pojawiały się delikatne rumieńce.
-Możesz do tego nie wracać? Skoro masz zamiar rozmawiać o tym, najlepiej nic nie mów i po prostu milicz. - warknęłam. Chciałam odpowiedzieć, a nawet odpyskować, dużo bardziej bezczelnie, jednak w jego otoczeniu jakby brakowało mi słów.
-Nie denerwuj się, księżniczko. Złość piękności szkodzi, nie słyszałaś o tym? - zachichotał, przyspieszając jednocześnie, a ja ponownie westchnęłam, zagłębiłam się w fotelu i modliłam się, aby nie odzywał się już do końca drogi.

Kiedy tylko mężczyzna zaparkował na podjeździe przed moim domem, chciałam jak najszybciej wysiąść z samochodu, iść do domu i po prostu zamknąć się w swoich czterech ścianach, lecz on pokrzyżował moje plany, zamykając drzwi od samochodu.
-Możesz mnie stąd łaskawie wypuścić? Nie zamierzam spędzić z tobą całego popołudnia. - na dźwięk moich słów, Justin jedynie prychnął śmiechem i pokręcił głową.
W tym momencie moim marzeniem było, aby zetrzeć z jego twarzy ten pieprzony uśmieszek, wszelkimi możliwymi sposobami. Cholernie mnie irytował sam jego widok, nie wspominając nawet o śmiechu.
-Przyznam szczerze, że bardzo chętnie spędziłbym z tobą całe popołudnie w tym ciasnym, ale jakże przytulnym samochodzie. - gdy zobaczyłam znaczący błysk w jego oku zrozumiałam, co ma na myśli, lecz nadal nie potrafiłam pojąć, jak można być tak chamskim i bezczelnym człowiekiem. U niego jest to wręcz chorobliwe. Ma manię wyższości i nie wiem, co musiałoby się stać, aby jego ego opadło chociaż odrobinę.
-Jesteś obrzydliwy. - skrzywiłam się, zniesmaczona, i ponownie chciałam wyjść z samochodu, a przynajmniej spróbować to zrobić, jednak wtedy poczułam dużą, silną dłoń, ułożoną na moim kolanie.
-Gdzie ci się tak spieszy, słoneczko? Bardzo mi smutno, gdy tak ode mnie uciekasz. - kiedy szatyn wydął dolną wargę, mogłabym powiedzieć, że wyglądał nawet słodko, lecz szybko pozbyłam się takiej myśli, która uporczywie pulsowała w mojej głowie.
Cholera, kogo ja chcę oszukać? Justin podoba mi się, czy tego chcę, czy nie.
-Znam to spojrzenie, maleńka. - więc jednak przyłapał mnie na obserwowaniu go. Pieprzyć to.

W międzyczasie jego dłoń kierowała się coraz wyżej, po moim nagim udzie, a praktycznie rzecz biorąc pomiędzy moimi udami. Celowo go nie zatrzymałam. Chciałam zobaczyć, jak daleko zdoła się posunąć. Jak na razie nic nie wskazywało na to, aby miał to przerwać, a ja z każdą chwilą stawałam się coraz bardziej poddenerwowana i spięta.

Wtedy zobaczyłam, stojącą w oknie w salonie, moją rodzicielkę. Wpatrywała się w nas, a ja poczułam ogromne wyrzuty sumienia, dlatego postanowiłam natychmiast przerwać całą tę szopkę.
-Justin, moja mama. - mruknęłam szybko, zabierając ze swojego ciała jego dłoń i przenosząc ją na jego kolano. Mężczyzna westchnął głośno, lecz nie starał się już dotykać mnie w żaden sposób.
Kolejny raz czułam się niezręcznie. Kolejny już dzisiaj raz dopuściłam i pozwoliłam mu na coś co nigdy nie powinno mieć miejsca, lecz jednocześnie skłamałabym, mówiąc, że nie podobało mi się to charakterystyczne uczucie w dole brzucha, kiedy mnie dotykał.

Razem wyszliśmy z samochodu, aby po chwili znaleźć się w domu. Nie patrzyłam już na Justina i nie starałam się nawet spojrzeć na niego ukradkiem. W ciszy zdjęliśmy buty i kurtki, a  ciszę w przedpokoju przywała dopiero mama, która pojawiła się w pomieszczeniu, jakby z nikąd. Przywitała się z mężczyzną krótkim pocałunkiem w policzek, a kiedy Justin wyszedł z przedpokoju, zatrzymała wzrok na mnie.
Nie wiedziałam, czy powinnam obawiać się tego spojrzenia, czy też nie. Wiedziałam jednak, że mama chce ze mną o czymś porozmawiać. Widziałam to w jej oczach.
-Z twgo, co widzę, jesteście ze sobą dość blisko. - zaczęła, niby z uśmiechem, lecz pod tą maską kryła się powaga. Zawsze, gdy zaczynała temat o Justinie, grała, niczym aktorka z teatrze dramatycznym.
-Wydaje ci się. - mruknęłam, chcąc jak najszybciej zakończyć tę niezręczną wymianę zdań.
-Nie kłam, kochanie. - chociaż starała się to opanować, w jej głosie usłyszałam sporo jadu. Zabolało mnie to, nie powiem, lecz wiedziałam, że zasłużyłam na to. Chciałabym o wszystkim jej powiedzieć, ale to złamałoby jej serce, dlatego, mimo wszystko, wolałam milczeć.
-Nie kłamię, mamo. To, że zamieniłam z nim kilka zdań, nie oznacza od razu, że zostaliśmy przyjaciółmi. Z takim dupkiem nie da się zaprzyjaźnić. Nie mam pojęcia, jak mogłaś pokochać kogoś takiego. - dwa ostatnie zdania powiedziałam znacznie ciszej i chociaż chciałam zatrzymać je w sobie, mimowolnie wyleciały z moich ust, razem z potokiem słów.
-Nie zapominaj się. - kobieta ostrzegła mnie groźnie, a ja wiedziałam już, że rozzłościłam ją swoimi słowami.
-Kazałaś mi nie kłamać, więc mówię prawdę. - wzruszyłam ramionami i chciałam odejść w stronę schodów, lecz kobieta złapała mnie za ramię, nie pozwalając mi odejść.
-Zrobiłaś się ostatnio bardzo bezczelna. Masz zmienić swoje zachowanie.
-Najpierw przydałaby ci się zmiana faceta. - złość przejęła nade mną kontrolę, zawładnęła moim umysłem oraz z ciałem.
-Lily! - szatynka uniosła głos. Zdecydowanie wyprowadziłam ją z równowagi, chociaż wcale tego nie planowałam. Nie lubiłam kłócić się z matką i zawsze miałyśmy ze sobą bardzo dobry kontakt, lecz odkąd w jej, a właściwie w naszym życiu pojawił się Justin, wszystko zaczęło się pieprzyć. - Jak ty się zachowujesz!? Idź na górę i przemyśl sobie to wszystko!
Nie miałam siły, a tym bardziej ochoty, dalej się z nią kłócić, dlatego z obrażoną miną pobieglam na górę i zatrzasnęłam się w swoim pokoju.

Miałam dość ciągłych sprzeczek i nieporozumień. Justin mieszka tutaj zaledwie od dwóch dni, a już zamienił moje życie w piekło. Miałam dość zamieszania, jakie sprawił, przeprowadzając się do nas. Wywrócił wszystko do góry nogami i śmiał się z tego prpsto w moją twarz. Odnosiłam wrażenie, że ma on poważne zaburzenia psychiczne. Normalni ludzie nie zachowują się w ten sposób.
I wtedy zaczęłam myśleć o całej tej sytuacji w zupełnie inny sposób. Skoro, według mnie, Justin miał zaburzenia psychiczne, może oznaczało to, że przeszedł w swoim życiu przez wydarzenia, które zmieniły go i jego sposób patrzenia na świat. Może nie powinnam oceniać go jedynie po okładce, która, swoją drogą, była bardzo atrakcyjna. Może jeśli dam mu szansę, on zmieni swoje nastawienie do mnie.

Gdy zeszłam do salonu na obiad, zastałam mamę i Justina, siedzących przy stole. Nie wiedziałam, czy kobieta nadal jest na mnie zła, lecz musiałam brać taką okoliczność pod uwagę.
W ciszy więc usiadłam przy stole i spojrzałam na mamę, lecz ona nie obdarzyła mnie nawet jednym spojrzeniem.
Czyli zabierza mnie teraz ignorować? Zajebiście.
-Mamo, możesz podać mi sok? - spytałam kulturalnie, lecz ona nadal z uwielbieniem wpatrywała się w tego swojego kochasia. - Mamo, mówiłam coś do ciebie. - ponowiłam, znów bez jakiegokolwiek odzewu. Musiałam więc użyć bardziej radykalnych środków, aby zwrócić na siebie uwagę. - Mamo, David miał wypadek. - wiedziałam, że ostro przesadziłam, ale był to jedyny sposób, aby przestała mnie ignorować.
Możecie sobie jedynie wyobrazić, w jakim szoku byłam, kiedy ona nawet na mnie, kurwa, nie spojrzała.
-Justin, kochanie, przejdziesz się ze mną po obiedzie do sklepu? Muszę kupić parę rzeczy na kolację. - nie wierzę. Podczas kiedy, może i kłamiąc, lecz nie miało to teraz dużego znaczenia, mówię jej o naprawdę poważnych rzeczach, ona, jak gdyby nigdy nic, ślini się do tego faceta i nawet nie stara się słuchać moich słów.
-Przepraszam, jestem zmęczony i chciałbym się położyć. Mam nadzieję, że nie będziesz na mnie zła. - szatyn, zerkając na mnie ukradkiem, założył kosmyk włosów za ucho mojej mamy.
-Oczywiście, że nie. - cmoknęła jego policzek, sprawiając tym samym, że moja złość osiągnęła poziom kulminacyjny.
-Sprzedałam swoje dziedzictwo przypadkowemu facetowi po czterdziestce, którego poznałam przez internet! - wrzasnęłam na całe gardło. Nie sądziłam nawet, że będę stanie wypowiedzieć coś takiego. Justin zaczął się trząść ze śmiechu, jednocześnie starając się, aby nie wybuchnąć śmiechem, podczas kiedy moja matka nawet nie drgnęła.
O nie. Miarka się przebrała...
Gwałtownie wstałam od stołu i chwyciłam w dłoń szklankę, którą z impetem rzuciłam o ścianę. Szkło rozbiło się o nią i spadło na podłogę w postaci wielu, może nawet kilkuset, odłamków. Dopiero wtedy matka oderwała wyrok od Justina i spojrzała na mnie.
-Mi zawracasz uwagę, że źle się zachowuję, a zobacz, co sama robisz! Zachowujesz się, jak jakaś pieprzona małolata! Ignorujesz mnie, nie dajesz mi dojść do słowa! To nie jest normalne! Zanim zaczniesz zwracać uwagę mi, popatrz najpierw na siebie! - wrzasnęłam i, ze łzami w oczach, pobiegłam na górę, ignorując nawet burczący brzuch, który wyraźnie domagał się jedzenia.
Teraz nie miało to już znaczenia. Chciałam wypłakać się w spokoju i przemyśleć, co zmienić w swoim życiu, aby najzwyczajniej w świecie nie zwariować.

Siedziałam na parapecie w swoim pokoju, patrząc tępo przez okno. Co chwila po ulicy przechadzali się szczęśliwi, uśmiechnięci ludzie. Wyglądali, jakby ich dusze nie rozpraszały żadne problemy. Ja również wyglądałam tak jeszcze dwa dni temu. Teraz zazdrościłam tym wszystkim ludziom. Ciężko było mi uśmiechnąć się bez powodu.

Zauważyłam, jak moja matka, na którą byłam w tym momencie wściekła, wyszła z domu i zaczęła kierować się w stronę sklepu, w którym zawsze robiła zakupy. Oznacza to, że zostałam z Justinem sama w domu. Nie wiedziałam, jak mam na to zareagować. Obiecałam sobie, że dam mu szansę, ponieważ może wtedy zacznie zachowywać się inaczej. Wierzyłam w to.

Nim jednak zdążyłam głębiej przemyśleć tę sprawę, drzwi od mojego pokoju otworzyły się, a do środka wszedł ten, który od dwóch dni niemal nieprzerwanie zajmuje moje myśli. Byłam zdziwiona, gdy mężczyzna zaczął zbliżać się do mnie, w dalszym ciągu nic nie mówiąc.
-Justin, co... - nie dane było mi dokończyć. Szatyn stanął przede mną, układając dłoń na moim nagim udzie i gładząc je delikatnie. Zmarszczyłam brwi, powoli zeskakując z parapetu.
O co mu chodzi?
-Nic nie mów, niunia. Dobrze wiem, że chcesz tego tak samo, jak ja. - wyszeptał mi do ucha, stając tak blisko, że nasze ciała dociśnięte były do siebie.
Z początku nie zrozumiałam jego słów, lecz gdy zaczął wsuwać dłonie pod moją koszulkę, doskonale zrozumiałam i, niestety, mogłam odczuć je na własnej skórze.
-Zabieraj łapy. - uniosłam się gwałtownie i chciałam odepchnąć go od siebie, lecz był zbyt postawny, zbyt umięśniony i po prostu zbyt silny.
Mężczyzna uśmiechnął się z sposób, w który jeszcze nigdy nie uśmiechał się do mnie. Nie był to uśmiech ironiczny, nie był kpiący, nie był bezczelny i nie był złośliwy. Nie było również szczery, miły, bądź sympatyczny. Ten uśmiech był straszny, a ja przeraziłam się nie na żarty.
-Nie bój się skarbie. Nie chcę zrobić ci krzywdy, tylko sprawić zajebistą przyjemność. - mruknął niskim, zachrypniętym głosem.
Popchnął mnie lekko na ścianę, więc zmuszona byłam oprzeć się o nią. Sam znów stanął tak blisko mnie, że między nasze ciała nie dałoby się wsunąć nawet najcieńszej kartki papieru. W pewnym momencie poczułam wybrzuszenie w jego spodniach, które dociskał do mojego ciała. Było to okropne uczucie, którego chciałam się pozbyć.
-Odsuń się ode mnie, zostaw mnie! - pisnęłam i próbowałam się szarpać, jednak wtedy szatyn złapał moje wąskie nadgarstki jedną dłonią i docisnął je do ściany nad moją głową. Zaczął całować mój dekolt i szyję, a ja z każdym jego pocałunkiem coraz bardziej wypadałam w panikę. Moje marne próby nic nie wskórały, aż w końcu doprowadziły do tego, że Justin zdjął ze mnie bluzkę i odrzucił ją na łóżko.
Wtedy zaczęłam płakać, od razu bardzo mocno. Przed moimi oczami stanęły wszystkie podobne ceny, jakie widziałam w filmach i serialach. Chociaż okoliczności wskazywały na to samo, tamci mężczyźni byli brutalni w stosunku do swoich ofiar. Justin natomiast zachowywał się tak, jakby był święcie przekonany, że ja również tego chcę.
-Proszę, przestań, ja nie chcę, słyszysz? - wydukałam przez łzy, cały czas powtarzając te same słowa.
-Kotku, nie płacz. Zobaczysz, spodoba ci się. - gdy spojrzałam w jego oczy, przeraziłam się tak, jak jeszcze nigdy. Wszystko to, co działo się dookoła, było niczym, w porównaniu do jego spojrzenia. Nie żartuję, wolałabym zostać pochowana żywcem, niż ponownie spojrzeć w jego przerażające oczy. Patrzył się na mnie z teoską i miłością, rozumiecie? Z troską i, kurwa, miłością! Był to zdecydowanie najgorszy moment w całym moim życiu.
Justin wpadł jakby w trans. Nie wiedział, co robi, a przynajmniej ja miałam takie przeczucie, po dosłownie dwóch sekundach wpatrywania się w jego oczy. Był spokojny i opanowany, a ja byłam już niemal pewna, że psychika tego człowieka nie działa prawidłowo.

W tym momencie mężczyzna odsunął się ode mnie, lecz zanim zdążyłam wykonać jakikolwiek ruch, szatyn popchnął mnie na łóżko. Ocierając przelotnie załzawione oczy, chciałam przejść po materacu na kolanach i uciec stąd, jak najdalej od niego, jednak kiedy tylko zrobiłam pierwszy krok, szatyn złapał mnie za biodra, jednocześnie ściągając ze mnie krótkie, dresowe spodenki. Popchnął mnie na poduszki, a ja mimowolnie opadłam na nie, będąc w samej bieliźnie. Justin, cały czas z tym samym błyskiem w oczach, naparł swoim ciałem na moje, uprzednio zdejmując z siebie koszulkę i odrzucając ją na podłogę.
-Proszę, przystań! Justin, błagam! - znów pisnęłam, gdy mężczyzna zaczął całować wiierzch moich piersi, odkrytych spod stanika.
-Już teraz mnie błagasz, aniołku? - zachichotał, ale, znów, nie bezczelnie, czy wulgarnie. Gdyby nie obecna sytuacja, w której chce mnie skrzywdzić, uznałabym jego śmiech za sympatyczny.
To chore...
Siadając okrakiem na mojej dolnej połowie, błądził dłońmi po moim niemal nagim ciele, delikatnie, jakby faktycznie chciał sprawić mi przyjemność. Nie potrafił jednak zrozumieć, że ja nie chcę, nie mam najmniejszego zamiru zrobić to z nim. I to jeszcze bardziej utwierdzało mnie w przekonaniu, że Justin ma problemy psychiczne.

Nagle usłyszeliśmy trzaśnięcie drzwi wejściowych. Na moment, zamarłam, a chwilę później poczułam tak ogromną ulgę, jak jeszcze nigdy. Oznaczało to, że moja rodzicielka wróciła. I nie miało teraz znaczenia, że byłam na nią wściekła. Uratuje mnie od tego, co chce zrobić szatyn, a to było przecież najważniejsze.
Mężczyzna gwałtownie zsunął się ze mnie i zszedł z łóżka, szybko wsuwając na siebie koszulkę, którą podniósł z podłogi. Przeczesał włosy palcami, aby nie były tak bardzo potargane, jednocześnie starając się unormować przyspieszony oddech.
Na moich ustach, pomimo łez, pojawił się delikatny uśmiech. Nie zostanę skrzwydzona, Justin już więcej mnie nie dotknie. Była to najpiękniejsza myśl, jaka mogła pojawić sie w tym momencie w mojej głowie.

Wtedy, drzwi od mojego pokoju otworzyły się, a do środka weszła mama. Stanęła, jak wryta, kiedy zobaczyła Justina, stojącego przed moim łóżkiem, a gdy jej wzrok wylądował na mnie, zamarła. Przez chwilę tępo wpatrywała się we mnie, prawdopodobnie starając się zrozumieć tę sytuację, ale, cóż, było to niezmiernie trudne.
-Co... Co tu się dzieje? - wyjąkała, przełykając głośno ślinę. Równocześnie zacisnęła pięści, co wskazywało na to, że była zła.
A ja ciszyłam się, mimo wszystko, ponieważ teraz mama zrozumie, jakim człowiekiem jest Justin i raz na zawsze wykreśli go ze swojego, z naszego życia. Każe mu się wyprowadzić, a ja na nowo odzyskam spokój, którego tak bardzo mi brakowało.
-Alison... - zaczął mężczyznam więc i ja na niego spojrzałam, podpierając się na jednym łokciu i ocierając z policzków łzy. - Twoja córka chciała mnie uwieść...

~*~

Witam. Cóż, taka nagła zmiana akcji :)
CZYTASZ=KOMENTUJESZ
ask.fm/Paulaaa962

17 komentarzy:

  1. japierdu ale sie porobiło . Ciekawe co zrobi matka Lily :D

    OdpowiedzUsuń
  2. Ale dupek! Jak on mógł?! Przeraża mnie taki Justin... ciekawe jak zareaguje Lily i co zrobi jej matka ;o ona (mama) jest tak zapatrzona w Justina... Nie podoba mi się też to jak Alison zachowywała się wobec Lily podczas obiadu ;/ do następnego <3

    OdpowiedzUsuń
  3. Ale z niego chuj :0 mam nadzieję, że to się nie długo zmieni ;) czekam na nexta :D
    +Zapraszam do siebie.

    OdpowiedzUsuń
  4. Jak do cholery mogłaś przerwać to w takim miejscu!??? Boże no , nie wierze ! Dodawaj szybko kolejny <33 xxx

    OdpowiedzUsuń
  5. OMG co tu się dzieje. Justin musi mieć problemy z psychiką, bo nikt normalny nie robi takich rzeczy. Dobrze, że wróciła matka Lily do domu i Justin przestał ją dotykać. Ale końcówka, gdy powiedział, że to Lily go uwiodła to miałam zamiar uderzyć go patelnią w jego łeb, bo przecież jak mógł?
    Mam dziwne wrażenie, że Alison nie uwierzy córce tylko Justinowi, może serio jestem dziwna. Czekam na kolejny. kocham cię xx

    OdpowiedzUsuń
  6. Super opowiadanie
    Czekam na kolejny rozdział
    Będę szczęśliwa gdy wpadniesz na moje opowiadanie i je skomentujesz.
    Znajduję się ono na Quku.org pt. Kolega brata autor Julcia

    OdpowiedzUsuń
  7. świetne aw <3
    zapraszam na http://school-of-emotions.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  8. MAM OCHOTĘ CIĘ ZABIĆ ZA PRZERWANIE W TAKIM MOMENCIE!
    mam nadzieję, że następny rozdział pojawi się niedługo, bo ja tu umre!
    Z.

    OdpowiedzUsuń
  9. omg!!!!!!! to jest szalone!!!!! zaczynam czytać! i zapraszam do mnie! http://wild-fanfiction.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  10. mój boze to jest takie ujehdhddhsswixh♥

    OdpowiedzUsuń
  11. Zdążyłam się już przyzwyczaić że kończysz w takim momentach:).
    Szczerze mówiąc do Justina-DUPKA też:).
    Rozdziała jak zawsze świetny, mam wrażenie, że Alison uwierzy Justinowi i wyrzuci córkę z domu.
    Bardzo ciekawi mnie co zrobi jej brat jak się dowie.
    Przyznam się szczerze, że nie zawsze komentuje, bo przeważnie jestem na telefonie, ale czekam na każdy rozdziała.

    OdpowiedzUsuń
  12. No nie wierze ze on ją wrobił :o

    OdpowiedzUsuń
  13. Swietne! zapraszam do siebie black-angel-jb.blogspot.com ♡

    OdpowiedzUsuń
  14. no to wpadka i nie wierze ze Jus zwalił wine na Lilly

    OdpowiedzUsuń