poniedziałek, 29 września 2014

Rozdział 10 - You did it on purpose...


***Oczami Lily***

-Lily, znasz tego kolesia, który podczas ostatniego w-fu rozmawiał z trenerem? Wiesz, taki przystojny, dobrze zbudowany... - na początku w ogóle nie zrozumiałam, że ów słowa kierowane były do mnie. W końcu, nigdy nie rozmawiałam z dziewczynami z mojej klasy. Lecz kiedy olśniło mnie, że jako jedyna noszę imię Lily, odwróciłam się twarzą do brunetki z falowanymi włosami, która zadała mi pytanie.
-Niestety tak. - wymamrotałam, ściągając bluzkę i zastępując ją koszulka, w której będę ćwiczyć. Chciałam szybko uciąć temat Justina, jednak widząc podekscytowanie na twarzach koleżanek, wiedziałam, że nie bedzie to tak proste, jakbym mogła sobie wyobrażać.
-Opowiedz nam coś o nim. Jest zajebisty. - rozmarzyła się druga, a wszystkie zachichotały. Poczułam nieodpartą chęć przewrócenia na to wszystko oczami, jednak nie chciałam wdawać się z nimi w jakieś kłótnie, więc powstrzymałam to w sobie.
-Jest dupkiem i największym chamem, jakiego znam. Oddałabym wszystko, aby nigdy w życiu go nie spotkać. - warknęłam, jednakże łamiącym się głosem. Wiedziałam, że moje słowa wzbudzą w dziewczynach jeszcze więcej podejrzeń, lecz nie potrafiłam kłamać. Poza tym, nie miałam zamiaru dopuszczać do niego żadnej dziewczyny. Był z moją matką, a zdaje mi się, że wcale o tym nie pamiętał.

Aby nie kontynuować tej niezręcznej rozmowy, wyszłam z szatni na boisko szkolne. Trener uniósł w powietrze dwa palce, co oznaczało, że mamy do przebiegnięcia dwa kólka na rozgrzewkę. Swoim tępem zaczęłam więc biec. Nie zależało mi na tym, aby skończyć jako pierwsza. Nie chciałam sie zbytnio zmęczyć, aby mieć siłe na kolejne ćwiczenia.

Kiedy dobiegłam na miejsce zbiórki, mniej więcej w połowie grupy, stanęłam i zaczęłam spokojnie oddychać, aby unormować oddech. Tak, jak planowałam, nie zmęczył mnie ten bieg i miałam jeszcze mnustwo energii, którą planowałam spożytkować w dalszej części lekcji.

-Dobrze, a teraz posłuchajcie mnie uważnie. Za tydzień odbędzie się wycieczka szkolna, obowiązkowa wycieczka, połączona z integracją miedzy klasami. Będzie ona trwała kilka dni, od poniedziałku do piątku. Oprócz nauczycieli mamy zamiar zabrać kilkoro dodatkowych opiekunów, najlepiej młodych, abyście złapali z nimi lepszy kontakt, więc jeśli znacie kogoś, kto oczywiście ukończył pełnoletność, zgłaszajcie go do...
-Ja mogę zgłosić się od razu. Jestem bardziej niż chętny. - moja szczęka uderzyła o ziemię, kiedy usłyszałam za plecami ten dobrze znany mi głos, którego tak bardzo się bałam. Na początku myślałam wręcz, że mam omamy i słyszę to jedynie w swojej głowie, lecz nadzieje te zniknęły, gdy dziewczyny zaczęły idiotycznie chichotać, a koło trenera stanął Justin. Przywitał się z nim mocnym uściśnięciem dłoni, a potem odwrócił się twarzą do nas, tak samo jak jego kolega, mój nauczyciel.
-A wiec mamy już pierwszego chętnego. Tak więc poznajcie go. To jest Justin i, jak same słyszałyście, jedzie z nami. - przez cały czas kręciłam powoli głową, w zupełnym niedowierzaniu, a kiedy Justin spojrzał na mnie z perfidnym uśmieszkiem, po prostu rozpłakałam się i pobiegłam prosto do szatni.
-Lily, co ty wyprawiasz!? Wracaj na lekcję! - mimo że trener krzyczał za mną, nie zatrzymałam się, a jedynie jeszcze bardziej przyspieszyłam, wpadając do pomieszczenia i zatrzaskując za sobą drzwi.

Nie zwracając uwagi na nic, wydałam z siebie głośny krzyk, spowodowany bezsilnością i zirytowaniem. Nie mogłam zrobić nic, zupełnie nic, ponieważ ten dupek był bardziej złośliwy, niż mogłam przypuszczać. Nie wiedziałam, dlaczego uwziął się akurat na mnie. Przecież nic mu nie zrobiłam, zupełnie nic.

-Wszystko w porządku? - dopiero po paru chwilach zorientowałam się, że nie jestem w szatni sama. Na jednej z ławek gimnastycznych siedział jakiś chłopak. Nie znałam jego imienia, jedynie parę razy spotkałam go na szkolnym korytarzu.
-Nic nie jest w porządku, a życie jest do dupy. - warknęłam. Był osobą, najbliżej mnie, więc automatycznie swoją pierwszą złość wyładowałam na nim, chociaż nie był niczemu winny.
-Przepraszam, chciałem tylko spytać. Wyglądasz, jakbyś czymś się przestraszyła. - wzruszył ramionami, ale widziałam, że zabolało go trochę, że tak na niego naskoczyłam. Ja również żałowałam, dlatego usiadłam obok niego na ławce i ułożyłam dłoń na jego ramieniu.
-To ja przepraszam, nie powinnam. Po prostu jestem zdenerwowana, a ty chciałeś mi pomóc. Nie gniewaj się. - posłałam mu delikatny uśmiech, a następnie wrzuciłam swoje rzeczy do torby i wyszłam z szatni.

Obrałam sobie najkrótszą drogę do domu. W pewien dziwny sposób denerwowało mnie wszystko, co działo się dookoła. Drażnił mnie nawet najmniejszy podmuch wiatru i każde słowo, wypowiedziane przez pochodniów. Nie umiałam odrzucić twgo wszystkiego na sam tył umysłu i zająć się naprawianiem swojego życia. Na każdej drodze napotykałam nowe i coraz to poważniejsze przeszkody. Chociaż brałam rozbieg, nie potrafiłam ich przeskoczyć, lub uniknąć. Nie byłam przyzwyczajona, że życie rzuca kłody pod moje nogi. Przez cały czas mój swiat był prostą ścieżką, bez jakichkolwiek zakrętów. Justin zmienił wszystko, jednocześnie dając mi ogromną lekcję życia.

-Czyżby księżniczka znów się obraziła? - przez rozmyślenia nie spostrzegłam nawet samochodu, który toczył się powoli, zaraz obok mnie. Gdy spojrzałam w lewo ujrzałam Justina, siedzącego na miejscu kierowcy i otwarte okno jego auta, przez które krzyczał do mnie.
-Być może. - mruknęłam, energicznie odwracając głowę w przeciwną stronę. Teraz, kiedy znów był obok mnie, wszystko inne przestało mnie drażnić, a zaczęło interesować. Złość w stosunku do Justina przyćmiła wszystko inne, każde pozostałe uczucie.
-Nie musisz być o mnie zazdrosna, malutka. Jestem teraz cały twój, spokojnie.
Zdenerwowana, odwróciłam się w jego stronę i stanęłam na środku chodnika, po czym podeszłam do otwartego okna od strony pasażera i oparłam się o opuszczoną szybę.
-Posłuchaj mnie. Jesteś z moją matką, a ja nigdy w życiu nie zainteresuję się kimś takim, jak ty. Zapamiętaj to i nigdy więcej nie wspominaj przy mnie o tak niedorzecznych rzeczach.
-Z twoją matką, powiadasz? Odniosłem wrażenie, że nasz związek nie przypadł ci do gustu. Dlaczego więc teraz go bronisz? - uniósł brwi, patrząc wprost na przednią szybę i obiekty za nią. - A poza tym wsiadaj, zawiozę cię do domu.
-Ponieważ nie chcę, abyś kiedykolwiek więcej zbliżał się do mnie. - warknęłam ostro. - I nie, nie wsiądę. Nie mam zamiaru spędzać z tobą chociażby kilku minut.
Justin zachichotał na dźwięk moich słów, kolejny już z resztą raz, a ja zacisnęłam w dłoniach rękawy kurtki, aby w ten sposób rozładować napięcie, które rozrywało mnie od środka. Potrzebowałam wyrzyć się na czymś, lecz nie wiedziałam, jak to zrobić, ponieważ nigdy wcześniej nie byłam do tego zmuszona.
-Kotku, mieszkamy w jednym domu. Nie zbawi cię kilka minut, spedzonych w samochodzie. W przeciwnym razie będziesz musiała iść na piechotę. A więc? - poklepał miejsce pasażera, a ja, chociaż bardzo tego nie chciałam, musiałam sama przed sobą przyznać mu racje.
Dlatego więc otworzyłam drzwi i usiadłam na fotelu, wbijając wzrok w przednią szybę. Z ust Justina wydobył się pomruk zadowolenia, lecz ja nie odezwałam się, ponieważ nie chciałam kolejny raz rozpoczynać między nami rozmowy. Wręcz przeciwnie, chciałam jej unikać tak długo, jak będzie to możliwe.

-Zrobiłeś mi to specjalnie. - w końcu jednak zabrałam głos i niemal natychmiast skarciłam się za to w myślach. Nie mogłam jednak nic poradzić na to, że sprawa sprzed kilkunastu minut nie dawała mi spokoju.
-O czym mówisz? - zmieniając bieg w samochodzie, spojrzał na mnie przelotnie i zwilżył językiem dolną wargę.
-Specjalnie zgłosiłeś się jako opiekun podczas wycieczki. Specjalnie, aby znów mnie tym zdenerwować.
-Nie przesadzaj. Po prostu chcę mieć cię na oku, żebyś przypadkiem nie zrobiła czegoś głupiego. Robię to tylko i wyłącznie z troski o ciebie. W końcu, jakby na to nie patrzeć, jestem twoim nowym tatusiem.
-Tak, nowym tatusiem który mnie molestuje. - wyszeptałam, spuszczając wzrok. Wbiłam go w ciemną wycieraczkę i nie mrugałam do czasu, aż po paru chwilach Justin odpowiedział.
-Niunia, ja chciałem się tylko przytulić. - kątem oka zauważyłam, jak pogładził dłonią moje nagie kolano, a potem zabrał rękę i ułożył ją z powrotem na kierownicy.
-Chciałeś się przytulić, a obmacywałeś mnie zupełnie przez przypadek, tak? - wychlipałam, nawet nie wiem kiedy znów zaczynając płakać.

Całe szczęście, znaleźliśmy się już pod samym domem, więc gdy tylko Justin zatrzymał się, mogłam wysiąść z samochodu. Zdążyłam dojść do drzwi i dostać się do przedpokoju, natomiast wtedy poczułam, jak para silnych ramion oplata się wokół mojego pasa i przyciąga mnie do swojego torsu. Justin zaczął głaskać jedną dłonią moje włosy, delikatnie, jakby z uczuciem. Nie wiem, co zadziałało na mnie w tym momencie, ale ja również owinęłam go dookoła ramionami. Przytuliłam się do człowieka, którego szczerze i prawdziwie nienawidziłam. Przytuliłam się do człowieka, który mnie krzywdził, krzywdzi i będzie krzywdził, o czym jestem przekonana. Przytuliłam sie do człowieka, który zmienił moje poukładane życie w horror, istne piekło na ziemi. Przytuliłam się do człowieka, którego uważałam za wroga. Zrobiłam to, ponieważ najzwyczajniej w świecie, jak każdy, normalny człowiek, potrzebowałam uczuć. Potrzebowałam ciepła, które biło od drugiej osoby, i w tym momencie nie miało dla mnie znaczenia, kim ów osoba była. Nie miało znaczenia, ponieważ był to impuls, który zrodził się nagle.

-Widzisz, ja nie gryzę. - wyszeptał mi do ucha.
Byłam przekonana, że jego słowa wyrwą mnie z transu, otrzeźwią i obudzą, jednak nic takiego się nie stało, a ja nadal stałam na środku przedpokoju, wtulona w jego umięśnione ciało. Czułam ciepło jego skóry i równomierne bicie jego serca, które jakby chciało opowiedzieć mi historię. Historię, dotyczącą jego, Justina. Niemal słyszałam, jak krzyczy do mnie, abym jej wysłuchała, lecz byłam głucha na jego wołania.
I był to mój największy, życiowy błąd.
Bardzo często ludzie, zapatrzeni w siebie i swoje problemy, nie widzą innych potrzebujących, odtrącają ich i nie zwracają uwagi na ich nieme prośby. Ja właśnie zignorowałam taką niemą prośbę, bijącą od Justina. I z perspektywy czasu wiem, że żałuję tego, jak niczego innego.

Czułam, że mężczyzna nie do końca wie, jak powinien się zachować, dlatego zaczął delikatnie gładzić moje plecy pod koszulką. Tym razem jednak nie zareagowałam w żaden sposób na fakt, że jego dłonie znów dotykały mojego nagiego ciała. Teraz odebrałam to zupełnie inaczej. Chciałam tego. Chciałam, aby przytulił mnie do siebie jeszcze mocniej, ponieważ kiedy byłam w jego ramionach, czułam się zupełnie inaczej, jakbym nie stała na podłodze w swoim domu. Miałam wrażenie, że przeniosłam się gdzie indziej, lecz nie potrafiłam tego wytłumaczyć.

-Przepraszam. - wymamrotałam nieśmiało, gdy odsunełam się mały kroczek w tył od Justina. Nie sądziłam, że kiedykolwiek nadejdzie moment w którym ja będę przepraszać Justina. Gdyby ktoś powiedział mi o tym jeszcze parę chwil temu, uznałabym to za niedorzeczność i zwykłą kpinę. Teraz jednak było to jedyne słowo, które zdołało przejść przez moje gardło. - Przepraszam, nie powinnam.
-Wręcz przeciwnie. - odparł, a jego spojrzenie było inne, niż dotychczas. Oczy Justina były po prostu puste, jak oczy lalki, która nie posiadała uczuć, chociaż ja doskonale wiedziałam, że Justin ma uczucia i to bardzo silne, lecz kryje je głęboko w sobie i nie chce ukazać ich światu. - Chcę cię lepiej poznać, Lily.
-Nie, Justin. To ja chciałabym chociaż odrobinę poznać ciebie. Jedyne co znam, to twoje imię, nazwisko i zawód, jeśli mogę tak to nazwać. Nie wiem o tobie nic więcej.
-Twoja matka również nic o mnie nie wie, a ja czuję, że tak jest najlepiej, zarówno dla mnie, dla niej, jak i dla ciebie. Każdy ma jakieś tajemnice. I mroczne, i zwyczajne, z codziennego życia.
-Im więcej mówisz, tym bardziej tajemniczy jesteś. Chciałabym wiedzieć o tobie chociaż minimum. Zagrajmy w pytania. - zaproponowałam w końcu. Cała tajemnicza aura, jaką rozsiewał dookoła sprawiała, że zainteresowałam się nim. Oczywiście, nie, jako mężczyzną, tylko jako człowiekiem. Czułam, że pod maską złośliwości, chamstwa i bezczelności kryje w sobie cholernie pociągającą osobowość, jednak poznanie jej byłoby prawdziwym wyzwaniem.

Nie czekając na odpowiedź szatyna, podeszłam bliżej niego i ujęłam jego dłoń w swoją. Chciałam to zrobić delikatnie, ponieważ czułam, że wtedy może zaufa mi chociaż odrobinę. Może otworzy się przede mną w minimalnej części i przez sekundę będę miała możliwość ujrzeć jego prawdziwą twarz, bez żadnych osłonek.
-Chodź. - poprowadziłam go do salonu i usiadłam na kanapie, chwytając w dłonie poduszkę. Wtuliłam się w nią, siadając po turecku na jednym z krańców mebla. Po przeciwnej stronie usiadł Justin. Nie był zadowolony, że wręcz zmusiłam go do tego, ale wiedziałam, że była to moja jedyna szansa.
-Więc o co tak dokładnie chodzi? Na czym ma to polegać? - spytał, drapiąc się po karku.
-Ja zadaję tobie pytanie, a ty mi. Możemy pytać o co chcemy, a odpowiedzi mają być szczere. To wszystko, koniec zasad.
-Dobrze, więc ja zacznę. - oparł się o oparcie kanapy, a nogi położył na szklanym stoliku przed sobą. - Jesteś dziewicą? - spytał, o dziwo bez złośliwego uśmieszku na ustach. Zachowywał pełną powagę, z czego bardzo się cieszyłam, ponieważ jedynie w takim stanie mogłam z nim normalnie porozmawiać.
Z drugiej jednak strony, jego pytanie zawstydziło mnie, chociaż mogłam się tego spodziewać. Justina interesowały we mnie inne rzeczy, niż mnie w jego wnętrzu. A ja musiałam tym razem zgodzić się na wszystko i szczerze odpowiadać, aby zyskać jego zaufanie. Szczere zaufanie, którego nie chciałam bezsensownie wykorzystać, a później stracić, ponieważ ponowne odbudowanie go graniczyłoby z cudem.
-Tak, jestem dziewicą. - odparłam w końcu i odetchnęłam, ponieważ pozbyłam się tego pytania, a jednocześnie zdobyłam swoją kolejkę na odkrycie jednej z części układanki, zwanej Justin. - Jaki masz kontakt z rodzicami? - myślę, że od tego pytania powinnam zacząć, aby zrozumieć go.
-Nie utrzymuję kontaktów z rodzicami. W ogóle. - odparł, sentymentalnym głosem. Nie potrafiłam stwierdzić, czy brak rodziców w jego życiu wpływał na niego negatywnie, czy pozytywnie. Nadal był zbyt skryty, abym mogła cokolwiek ustalić.
-Dlaczego?
-Przeszłość. - odkaszlnął niezręcznie, po czym spojrzał na mnie. - Ale jeśli dobrze pamiętam, teraz moja kolej, aby zadać ci pytanie, prawda? -znów miał rację i tym razem musiałm przyznać to przed nim.
-Tak, przepraszam. - mruknęłam i chciałam dodać, że to ciekawość tak na mnie zadziałała, jednak powstrzymałam się od komentarza.
-Tak więc, masz chłopaka? - popatrzył na mnie wyczekująco, a ja od razu pokiwałam przecząco głową.
-Nie, nie mam. Nie trafiłam jeszcze na tego jedynego, a, w przeciwieństwie do niektórych... - tu spojrzałam na mężczyznę znacząco. - Ja wierzę w miłość i mam zamiar na nią poczekać.
-Skąd wiesz, że ja nie wierzę w miłość, Lily? W końcu sama powiedziałaś parę chwil temu, że zupełnie mnie nie znasz. Skąd więc tak silne przekonanie? - uśmiechnął się lekko i zagiął mnie jednocześnie swoim pytaniem. Po raz kolejny musiałam przyznać, że to, co powiedziałam, nie miało większego sensu.
-A wierzysz w miłość? - spytałam w końcu. Skoro zaczęliśmy ten temat, chciałam uzyskać od sztyna odpowiedź.
-Oczywiście, że tak. Założę się, że ty uważasz mnie za faceta bez uczuć, który byłby w niebie, gdyby każdego dnia przygarniał do swojego łóżka inną kobietę, prawda? - spojrzał na mnie wyczekująco, a ja skinęłam głową. Właśnie takie miałam zdanie o Justinie i nie zamierzałam ukrywać tego przed nim. - Mylisz się Lily. Może nie jestem w stu procentach wierny twojej matce, ale nie jestem też męską dziwką, tak? Zdradziłem ją raz. Oczywiście nie twierdzę, że nigdy tego nie zrobię, ponieważ zachowanie wierności nie ma dla mnie większego znaczenia, ale chcę ci uświadomić, że nie jestem takim potworem, za jakiego mnie uważasz.
W tym momencie wydarzyło się coś, co pobudziło moje szare komórki do myślenia. Gdy wypowiedział słowo potwór, spuścił głowę i na parę chwil zamyślił się, a dopiero później kontynuował. Oczywiście, nie miałam pojęcia, skąd takie zachowanie, jednakże czułam, że Justin zaczął się w minimalnym stopniu przede mną otwierać.

Nagle, kiedy Justin chciał otworzyć usta i zadać mi kolejne pytanie, usłyszeliśmy pukanie do drzwi, więc szatyn z westchnieniem wstał z kanapy i podszedł do nich. Ja natomiast czekałam w salonie, aż wróci i aż będę mogła odsłonić kolejny rombek jego tajemnic, tak ściśle skrywanych.

-To jest Lily. - musiałam kilka razy zamrugać oczami, aby dotarło do mnie, co się dzieje. W salonie, razem z Justinem, pojawiło się dwóch innych mężczyzn. Nie wiedziałam, kim byli i co tutaj robili, dlatego liczyłam na jakiekolwiek słowo wytłumaczenia ze strony szatyna. - Lily, to Mike i Denny. Załatwiają mi każdą walkę, tak, jak dzisiaj. - skinęłam lekko głową, ponieważ nie wiedziałam, co innego mogłabym zrobić. - Mam jutro walkę w Los Angeles, dlatego dzisiaj muszę wyjechać. - przygryzł dolną wargę i podrapał się po karku, patrząc na mnie. - A ty pojedziesz ze mną. - dodał w końcu, a ja dopiero teraz zrozumiałam jego niepewny wzrok i ton głosu.
-O nie, Justin. Niby po co? Ja nie jestem tam do niczego potrzebna, naprawdę. - starałam się wymigać w jakiś sposób od jego propozycji, lecz mój głos zaczął drżać, co tylko utrudniało mi obronę.
-Oj nie daj się prosić, mała. To tylko kilka dni. Musisz ze mną pojechać i nie przyjmuję odmowy, bo inaczej będę cię gnębił przez cały czas. - ostrzegł, niby żartobliwie, ale zdążyłam się przekonać, że Justin miał specyficzne poczucie humoru.
-Dobrze, Justin. Wygrałeś...

~*~

Cóż, dotarła do mnie opinia wielu osób, że opowiadanie to, a przynajmniej postać Justina jest podobna do postaci Justina z innego mojego opowiadania - black tears. Chciałam wyjaśnić, że oba opowiadania nie mają ze sobą żadnego związku, nie martwcie się :)
Natomiast mam nadzieję, że dostrzegacie tajemnice w postaci Justina...

CZYTASZ=KOMENTUJESZ

ask.fm/Paulaaa962

Ps. Zapraszam na wspaniałe opowiadanie, które świetnie się rozpoczyna:
http://gra-w-uczucia-jb.blogspot.com

15 komentarzy:

  1. Odpowiedzi
    1. Nigdy nie pisałam żadnego komentarza bo nigdy mi się nawet tego nie chciało xd Ale dzisiaj sobie napisze :D No i czytałam wszystkie twoje opowiadania i wszystkie zajebiste <3 Zazdroszczę talentu.Rozdział cudowny jak zawsze,a mnie tylko zastanawia czemu go przytuliła i mu wybaczyła o.O Dobra piz jak najszybciej,kocham :*
      #Mango#monster

      Usuń
  2. Więc masz tu komentarz. Może dziwnie brzmieć. Ale co tam i tak już dziwna jestem;p
    O nie Jus będzie z nią na wycieczce. Na pewno coś między nimi będzie, albo on wyjawi jej trochę swojego życia. O ciekawe co jej powie? O pojadą na walkę i na pewno się pocałują. Zgadłam? Rozdział niespodziewny, ciekawy i Jus się przed nią otwiera ole;d

    OdpowiedzUsuń
  3. Kurwa!!! To jest zajebiste. Tylko , dlaczego ona Go nie odepchnęła od siebie? Przestała się już Go bać? Ja bym tak nie mogła. On na prawdę działa na nerwy :D He he. Dobra. Pisz jak najszybciej następny. :***

    OdpowiedzUsuń
  4. Kocham ! Kocham ! Kocham <33 !

    OdpowiedzUsuń
  5. Genialny. Byłam lekko zdziwiona, że Lily wybaczyła Justinowi. W sumie dla mnie tak też może być, a Lily przez to zbliży się do niego, tak czuje. Kocham to :*

    OdpowiedzUsuń
  6. kocham tego bloga ! kocham tego bloga ! kocham tego bloga ! :*

    OdpowiedzUsuń
  7. Otwiera się przed nią, aww *o* ciekawe co wydarzy się na tym wyjeździe do LA i na wycieczce ;D momentami miałam ochotę się rozpłakać, ale to taki tam mały szczegół ;P kocham twoje opowiadania i do następnego <3

    OdpowiedzUsuń
  8. SUPER ! ! ! CZEKAM NA NEXT ! ! ! :-)

    OdpowiedzUsuń
  9. Justin zaczyna się przed nią otwierać, rety! Moment kiedy się przytulali sprawił, że wstrzymałam oddech haha. Czekam na kolejny rozdział :)

    Pozdrawiam, xx
    http://milosc-nas-rozdzieli.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  10. świetny
    jestem bardzo ciekawa co zdarzy się na tym wyjeździe
    czekam na kolejny
    kocham cię xx

    OdpowiedzUsuń
  11. boże jak ja go nienawidzę!!!!!!!!!!!!!!!!!

    OdpowiedzUsuń
  12. Co za idiotka z tej Lily. A tam wgl cudny rozdział.

    OdpowiedzUsuń