wtorek, 21 października 2014

Rozdział 16 - Fun is just beginning...

Kolejny rozdział pojawi się dopiero w przyszłym tygodniu, z powodu mojego wyjazdu :)

***Oczami Justina***

Widziałem, jak Alison niecierpliwie i z ciekawością wpatrywała się w kopertę, którą trzymałem w dłoniach. Ja natomiast cały czas podbudowywałem jej niepewność. Zamiast szybko wyjąć zawartość koperty, robiłem to bardzo wolno, aż w końcu wyjąłem ze środka dokumenty i rozłożyłem je.

-Justin, co to jest? Możesz mi w końcu wszystko wyjaśnić? - widziałem, jak zniecierpliwiona była, jednakże to dobry znak, oznaczający, że kobieta chce poznać mój plan. Co więcej, zgodziła się na niego. Moim zadaniem było jedynie przedstawienie go w jak najlepszym świetle.

-Już mówię, kochanie. - westchnąłem siadając na jednej z ławek, obok kobiety. - Nie wiem, czy kiedykolwiek o tym słyszałaś, ale bogaci faceci z Jordanii sprowadzają z USA młode dziewczyny, które później stają się ich żonami. Szukają głównie nastolatek. Czystych nastolatek. - posłałem jej znaczące spojrzenie. - Mój znajomy często pośredniczy w takich wymianach. Rozmawiałem z nim ostatnio. Pracuje akurat dla człowieka, o imieniu Marco, trzydziestoletniego mężczyzny z Jordanii, który przybył do Ameryki, aby zabrać dziewczynę, która zostanie jego żoną. -  przejechałem krańcem języka po wargach i spojrzałem Alison w oczy. - Tą dziewczyną będzie Lily...

Między nami zapadła długa cisza, przerywana jedynie naszymi oddechami. W jednej chwili ucichły nawet wszystkie ptaki i wiatr przestał wiać w koronach drzew. Wszystko nagle zatrzymało się, razem z czasem, który przestał płynąć.

Bałem się reakcji Alison, lecz jednocześnie wiedziałem, że nie odpuszczę, dopóki nie osiągnę zamierzonego celu. Nigdy nie odpuszczałem, więc dlaczego miałbym to zrobić tym razem? Musiałem zemścić się na Lily za to, że mnie odrzuciła. Musiałem pokazać jej, jak ogromny błąd popełniła, odpychając mnie. Obiecałem sobie, że dokonam prawdziwej zemsty i mam zamiar trzymać się tego do końca.

-Justin, nie wiem, co mam odpowiedzieć. - wyjąkała kobieta, wyraźnie zaskoczona moją propozycją. Chociaż, nie mogę nazwać propozycją czegoś, co zostało już ustalone, prawda?
-Możesz być zaskoczona, kochanie, ale nie widzę innego rozwiązania. Lily inaczej nie zrozumie swoich błędów. Ten mężczyzna jest młody i wydaje się w porządku człowiekiem. Nie jest taki, jak wielu z tego kraju. - rzecz jasna, kłamałem, lecz co miałem powiedzieć Alison? Że chcę wydać  jej córkę za mąż za brutalnego araba, który z pewnością będzie ją bił, gwałcił i traktował, jak przedmiot? Wtedy nawet ona mogłaby odczuć wątpliwości, a prawda była właśnie taka. Ci ludzie sprowadzali młode dziewczyny tylko i wyłącznie po to, aby robić z nich prywatne dziwki.

Czy było mi szkoda Lily? Może odrobinę, jednak nie na tyle, aby zrezygnować z zemsty. Byłem zbyt zdesperowany. Szatynka uraziła moją męską dumę, a to wystarczyło, aby obudzić we mnie potwora.

-Jeśli uważasz, że to dobre rozwiązanie, zgadzam się z tobą, Justin. Masz moja zgodę. - czułem, jak moje usta chcą rozchylić się w szoku, lecz powstrzymałem je od tego. Zacząłem cholernie współczuć Lily. Jej matka, a moja obecna partnerka, była chora, po prostu chora. Najwidoczniej w ogóle nie kochała swojej córki, skoro za jednym skinieniem mojego palca, oddała swoją córkę w ręce obcego, starszego mężczyzny. Zacząłem się wręcz bać, co jeszcze mogłaby zrobić i do czego się posunąć, aby zatrzymać mnie przy sobie. Ta kobieta jest nieobliczalna.

-W takim razie, myślę, że powinniśmy spotkać się z Marco. Jestem z nim umówiony w pobliskiej kawiarni na godzinę 12:00. Pójdziesz razem ze mną, aby go poznać? Musimy również załatwić formalności. - mój głos nie był już tak pewny. Nie miałem wątpliwości, że właśnie takiej zemsty chcę dokonać, jednakże zacząłem obawiać się kobiety, z którą mieszkałem pod jednym dachem. Ona nie była normalna i, prawdę powiedziawszy, powinna się leczyć.
-Oczywiście, Justin. - uśmiechnęła się lekko i złapała mnie za rękę, jakby nie zdawała sobie sprawy z tego, że właśnie sprzedała swoją córkę.

***

Otworzyłem przed kobietą drzwi od kawiarni i wszedłem do środka, zaraz za nią. W przeciwległym kącie pomieszczenia zauważyłem mężczyznę, który przyszedł tutaj dla nas. Widziałem go wcześniej jedynie na zdjęciu, lecz charakterystyczna, południowa, arabska uroda, od razu wskazywała mi, że właśnie tego człowieka szukaliśmy.

-Witam. - uścisnąłem jego dłoń mocno i pewnie, jednocześnie mierząc go wzrokiem. W końcu, musiałem zobaczyć, z kim Lily spędzi resztę życia i, co najważniejsze, z kim będzie sypiać.
-Dzień dobry. - mama szatynki, siadając na krześle przy stoliku, przywitała się z Marco, a on musnął wierzch jej dłoni. Jak dla mnie, był zbyt sztywny i elegancki, jednak to tylko pozory. W rzeczywistości, kryje za sobą maskę brutalności, którą pokaże dopiero po ślubie, gdy zostanie sam na sam z moją malutką Lily.

-Witam, bardzo mi miło. - gdy wszyscy usiedliśmy już przy stoliku, Marco przywołał do siebie gestem dłoni kelnerkę i zamówił trzy kawy, dla każdego z nas. - Rozumiem, że wszystko przebiegło bez komplikacji? - popatrzył na mnie, ponieważ to ze mną rozmawiał przez telefon i ze mną załatwiał wszystkie formalności.
-Zgadza się. Jesteśmy zdecydowani. - Alison nie dała mi nawet dojść do głosu, ponieważ sama zaczęła mówić. Teraz dopiero zobaczyłem, jak bardzo chciała pozbyć się swojej córki i jednocześnie rywalki.
-Ma pani może przy sobie zdjęcie córki? Chciałbym ją najpierw zobaczyć. - Alison zmieszała się lekko, lecz wtedy ja zareagowałem, wyciągając z kieszeni fotografię szatynki.
Podałem ją Marco i przez parę chwil obserwowałem jego reakcję. W oczach bruneta pojawił się błysk, a na ustach zakwitł uśmiech. Nawet ślepy byłby w stanie stwierdzić, że piętnastolatka bardzo mu się spodobała. Poczułem się nawet odrobinę zazdrosny, wiedząc że, Lily już nigdy nie będzie moja i już nigdy nie wykrzyczy mojego imienia w rozkoszy. Cóż, będę musiał przyzwyczaić się do tego i zaakceptować.

-Jest prześliczna. - wymruczał cicho, oblizując wargi. Skrzywiłem się na jego gest i powstrzymałem lekki odruch wymiotny, gdy wyobraziłem sobie Lily, pod tym facetem.
Kurwa, to obrzydliwe...
-I tylko twoja. - dodała Alison, a ja nie mogłem uwierzyć, że naprawdę to powiedziała. Chociaż to ja rozpocząłem wydanie Lily za mąż, nie sądziłem, że kobieta z taką gorliwością podchwyci ten pomysł. Obecna sytuacja przypominała mi scenę z dżungli. Lily była małym, niewinnym lwiątkiem, które własna matka rzucała na pożarcie sępom.

-To mi się podoba. - wymruczał Marco, pocierając o siebie dłonie i chowając do kieszeni marynarki zdjęcie. - Zabiorę dziewczynę do Jordanii za tydzień. Wtedy również przekażę wam pieniądze za nią. - powoli wstał i ponownie uścisnął moją dłoń, a także pożegnał się ze swoją przyszłą teściową, po czym położył na stoliku pieniądze za kawy i wyszedł z kawiarni.

***

-Muszę przyznać, Justin, że twój pomysł bardzo mi się spodobał. Skoro Lily chce robić z siebie dziwkę, będzie miała teraz doskonałą okazję. W końcu będzie w swoim żywiole. - słuchając Alison, ponownie zrobiło mi się żal Lily. Z całego serca współczułem jej takiej matki, mimo iż wiedziałem, że to ja sprowokowałem ją do takiego postępowania.
-Cieszę się. - mruknąłem od niechcenia, spoglądając na zegarek, który wskazywał godzinę czternastą, co oznaczało, że do wyjazdu na wycieczkę, na którą zgłosiłem się jakiś czas temu, została jeszcze godzina.

Drzwi od domu okazały się zamknięte, więc Alison wyciągnęła z kieszeni klucz i otworzyła nim drzwi. Zacisnąłem lekko szczękę na myśl, że Lily nie ma w domu i najprawdopodobniej wyszła razem z tym swoim chłoptasiem, który powodował u mnie wzrost ciśnienia.

Nadal nie mogłem zrozumieć, jak mogła wybrać jego, zamiast mnie. Nie rozumiałem, w czym lepszy jest ode mnie. Lily nie zdawała sobie nawet sprawy, ile mogę jej dać i nie rozumiała również, że że nikt inny nie da jej tak wiele. Byłem wkurwiony i zwyczajnie zirytowany, ponieważ wiedziałem że zrobiła to wbrew samej sobie. Miałem również żal do samego siebie, że pozwoliłem jej odejść. Doskonale wiedziałem, że gdybym wtedy zatrzymał ją przy sobie, przyspałaby się ze mną, bez mrugnięcia okiem. Była na to gotowa. Nie widziałem strachu czy niepewności w jej oczach i właśnie to sprawiało, że nie mogłem w nocy spać, zastanawiając się, co robiłbym dzisiejszego dnia, gdybym wtedy złapał ją za rękę i pokazał jej, choćby siłą, czego tak naprawdę chce.

-Jesteś dzisiaj bardzo zamyślony, Justin. - Alison ułożyła dłonie na moich barkach i zaczęła je delikatnie masować, dając ukojenie moim spiętym mięśniom.
-Zastanawiam się po prostu, co będę robił na tej wycieczce. Trochę żałuję, że się zgłosiłem, jednak kolega namawiał mnie, aż w końcu mu uległem. 
-Na pewno będziesz się dobrze bawił, tylko nie oglądaj się za koleżankami Lily. - zażartowała, lecz ja nagle zacząłem się zastanawiać, czy Alison nie byłaby w stanie zrobić krzywdy dziewczynie, którą zainteresował bym się, skoro w tak okropny sposób potraktowała swoją córkę. 
-Nie musisz się obawiać, kochanie. - musnąłem jej policzek, po czym udałem się na górę, aby do sportowej torby zapakować wszystkie, najpotrzebniejsze rzeczy na wyjazd.

***

Miejscem zbiórki był dworzec kolejowy, więc to przed nim zaparkowałem mój samochód. Krew mnie zalała, na myśl, że za chwilę zobaczę Lily, razem z tym dzieciakiem. Chociaż nie znałem go, zdążyłem szczerze znienawidzić. Wystarczyło, że kręcił się blisko niej, a ja byłem w stanie zabić go gołymi rękoma.

Wchodząc na stację, zauważyłem, kilkanaście metrów przed sobą, grupę ludzi, skupioną w jednym miejscu. Wolałem oszczędzić sobie widoku szatynki, dlatego stanąłem obok kolegi, tyłem do wszystkich.
-Siema, stary. Jak samopoczucie? - klepnął mnie w plecy i starał się nawiązać rozmowę, lecz ja nie miałem na to ochoty. Wolałbym włożyć w uszy słuchawki i zostać pochłoniętym przez muzykę, niż słuchać jego pieprzenia.
-W porządku, chociaż mogłoby być lepiej.
-Jako organizator wycieczki, mam życzyć wszystkim uczestnikom dobrej zabawy, więc i tobie tego życzę. - spojrzałem na niego, jak na człowieka psychicznie chorego, i parsknąłem śmiechem.
-Błagam, daruj sobie takie tanie gadki. Mam ich serdecznie dość. -  westchnąłem, a potem wsunąłem dłonie głęboko w kieszenie i opadłem na metalową ławkę na dworcu.

Niedługo po tym, wszyscy zaczęli wchodzić do podstawionego pociągu. Przez cały czas kierowałem się za kolegą, aż w końcu dotarliśmy do ostatnich miejsc jednego z wagonów i ułożyliśmy na siedzeniach bagaże.

-Justin, przejdź się po pociągu i pomóż dziewczynom włożyć torby na górę. -mężczyzna wskazał najpierw mój bagaż a potem specjalne barierki ponad głowami, na których powinien się znajdować. - Chłopaki w tym wieku są tak uprzejmi, że nie kiwną nawet palcem. - dodał, równocześnie przewracając oczami.

Ja natomiast skinąłem głową i zacząłem iść wzdłuż naszego wagonu, wrzucając pojedyncze torby na górę. Po kilku krokach doszedłem do miejsca, w którym siedziały cztery dziewczyny, może odrobinę starsze od Lily. Mianowicie, mogły mieć po siedemnaście lat. Gdy zobaczyła mnie pierwsza z nich, potrząsnęła kolejną i już po chwili cztery pary oczu były wbite we mnie.
Z całej tej czwórki jednak, moją uwagę przyciągnęła jedna, brunetka z długimi, prostymi włosami do pasa siedząca przy oknie. Była zdecydowanie w moim typie, a uśmiech na jej ustach wskazywał na to, że również wpadłem jej w oko.
Z resztą, czy ja mogę nie podobać się kobietom?

Puściłem do brunetki oczko, a potem przeszedłem dalej, co jakiś czas odwracając się w stronę mojej nowej zdobyczy. Tak, zamierzałem ją zdobyć, ponieważ wyjątkowo spodobała mi się.
Nie zauważyłem przez to, że przyszedłem obok miejsca, w którym siedziała Lily, jej chłoptaś i dwóch innych chłopaków. Rzuciłem jej przelotne spojrzenie, którego starała się uniknąć, i poszedłem dalej, wkładając na odpowiednie miejsce kolejne bagaże. Gdy skończyłem, z powrotem usiadłem na miejscu obok kolegi, nauczyciela wf-u.

-Stary, jak ma na imię tamta laska? - wskazałem na brunetkę i przejechałem językiem po wargach. Miałem na nią szczerą i prawdziwą ochotę.
-Pamiętaj, kochaniutki, że to wycieczka szkolna i wyrzucą mnie za jakikolwiek twoje numery.
-Ja chcę jedynie poznać jej imię. To chyba nie jest zabronione, prawda? - uśmiechnąłem się złośliwie pod nosem i potarłem obie dłonie, aby celowo wzbudzić niepewność w koledze.
-Będę spokojniejszy, kiedy nie podam ci go. - klepnął mnie mocno w plecy, a ja, nie spodziewając się takiego gestu, zgiąłem się w pół.
-Przy najbliższej okazji oddam ci za to, pamiętaj.

Mój humor uległ znacznej poprawie, odkąd wsiadłem do pociągu. Rozluźniłem się nieco i starałem skupić na wycieczce, która może wnieść wiele dobrego. Dodatkowo, miałem świadomość, że mój wzrok będzie mógł cieszyć się widokiem pięknej brunetki. Chociaż, nie tylko wzrok skorzysta z jej doskonałego ciała. Mały Justin również nie pogardzi taką przyjemnością.

Przez cały czas jednak oszukiwałem samego siebie. Doskonale wiedziałem, że moje spojrzenie chciało zabłądzić w kierunku Lily, a nie brunetki. Przestałem więc walczyć z samym sobą i zacząłem wpatrywać się w piętnastolatkę. Siedziała tam, uśmiechała się i co jakiś czas rzucała ukradkowe spojrzenie w moją stronę, lecz kiedy tylko spostrzegała, że wpatruję sie w nią, odwracała wzrok i dawała się pochłonąć w rozmowę, pomiędzy jej chłoptasiem i kolegami. Co jakiś czas również wymieniali się pocałunkami, a wtedy moje ciało spinało się, a ręce zaciskały w pięści. Nie spuszczałem jednak wzroku, tylko czekałem, aż skończą i znów wypalałem spojrzeniem dziurę w jej twarzy.

-Stary, zakochałeś się w tej małej? Patrzysz na nią już od pół godziny. - nie spodziewałem się, że minęło tyle czasu, jednak nadal nie przestałem. - Cholera, Justin, odezwiesz się w końcu? Przecież widzisz, że jest zajęta. Nie masz nawet co próbować. Ten chłopak latał za nią od roku, więc na pewno ci jej nie ustąpi. Poza tym, to piętnastolatka. Nie za młoda dla ciebie? - przerwałem jego bezsensowną, słowną plontaninę, srogim spojrzeniem.
-Wiem o niej więcej, niż mogłoby ci się wydawać, idioto. Mieszkam z nią, więc naprawdę nie musisz mi mówić, ile Lily ma lat. A tego jej chłoptasia najchętniej skutecznie odsunąłbym od niej.
-Wyluzuj. Jake to w porządku facet. - ludzie, zabijcie mnie, abym nie musiał przebywać w otoczeniu tego kretyna ani chwili dłużej.
-Aż za bardzo w porządku, kurwa. - warknąłem, tym razem zaciskając szczękę, gdy brunet musnął jej usta. - Zaraz go zajebię. - wymamrotałem, lecz zbyt późno zorientowałem się, że swoje myśli wypowiedziałem na głos.
-Czyli jednak się zakochałeś! - mężczyzna klasnął w dłonie i uśmiechnął się szeroko, a ja w jednej chwili opadłem z głośnym westchnieniem na oparcie.
Czy on nie wie, co to jest zazdrość? Zwykła, czysta zazdrość o kogoś, kto pozornie jest dla nas nieosiągalny?

Wtedy zauważyłem, że nadarzyła się okazja, aby pokazać wszystkim, że Justin Bieber nie jest głupim, zakochanym gówniarzem, tylko bezczelnym facetem, który zawsze, no prawie, dostaje to, czego pragnie.

Wstałem z siedzenia, widząc, jak moja piękna brunetka również podniosła się i chciała wyjąć coś ze swojej torby, jednak leżała ona zbyt wysoko. Nawet stając na palcach nie mogła jej dosięgnąć. Podszedłem więc do czarnowłosej i stanąłem za nią bardzo, bardzo blisko, aby nasze ciała stykały się. Zrobiłem to w stu procentach celowo, aby wkurzyć kumpla, a także żeby zrobić na złość Lily.

-Pozwól, że ci pomogę, kochanie. - wiedziałem, jakich słów i jakiego tonu głosu użyć, aby oczarować ją już po pierwszym zdaniu. Dziewczyna miała być jedynie marionetką w moich rękach. Może ją skrzywdzę, lecz wiem, że chociaż odrobinę wkurzę tym Lily.
-Bardzo chętnie. - odwróciła głowę w moją stronę, więc teraz byliśmy jeszcze bliżej siebie. - Jestem Rachel.

Błysk w jej oku sprawił że chciałem zachichotać, przez jej naiwność. Nie zrobiłem tego jednak, ponieważ siedemnastolatka była naprawdę, naprawdę ładna, a ja nie chcę ujawnić swoich zamiarów od razu, pierwszego dnia. Wolę pobawić się z nią jeszcze troszeczkę.

Ściągając torbę z metalowych prętów, otarłem się lekko o czarnowłosą. Chciałem, aby wyraźnie zobaczyła to Lily, mój kumpel, a także aby ona sama to poczuła.
-A ja Justin, kotku. - puściłem do niej oczko, kolejny już raz.
Potem wróciłem na swoje miejsce, z kpiącym uśmieszkiem na ustach. Czułem, że wycieczka ta nie będzie najgorsza i może wnieść wiele pozytywów, których nie zauważałem wcześniej.

***

-Chciałam serdecznie powitać was wszystkich na piątej już tego typu integracji, kochani. - kobieta, stojąca na środku polany, klasnęła w dłonie. Niemal parował z niej ogromny entuzjazm, który zaczął udzielać się również mi. - W tym roku przyjechało was tutaj bardzo wielu, i młodych, i przede wszystkim tych starszych. Opiekunów jest tak wielu, że do każdego przydzielone zostaną dwie osoby. W tych niewielkich grupach będziecie spędzać większość swojego czasu tutaj, dlatego zależy nam na tym, abyście dobrze się dogadywali. Nie interesuje nas, czy między wami istnieją jakiekolwiek konflikty. Chcemy aby tutaj, wśród was, panowała miła i przyjazna atmosfera, która zbliży was do siebie. - prawdę mówiąc, zwątpiłem, że kobieta kiedykolwiek przestanie mówić. Jej usta nie zamykały się nawet na moment. - Teraz wylosujemy opiekunów i osoby, przydzielone do nich. Proszę o to, aby każda, wyczytana osoba, podchodziła do mnie.

Ze względu na sporą liczbę osób, wiedziałem, że potrwa to pewien czas, więc przysiadłem z boku, na trawie, opierając łokcie na kolanach. Westchnąłem, gdy zauważyłem, że moją czarnowłosą laleczkę, o imieniu Rachel, wyczytali i przydzieli do innego opiekuna. Nie miałbym nic przeciwko, gdyby została przydzielona do mnie. 

W końcu, po kilkunastu minutach siedzenia i rwania garściami trawy, usłyszałem swoje nazwisko, wyczytane przez jedną z kobiet. Wstałem więc z ziemi, otrzepałem czarne dresy i ruszyłem w jej kierunku.
-Justin Bieber? - spytała, tym razem cicho, ponieważ zwracała się bezpośrednio do mnie.
-Zgadza się. - odparłem, odbierając od niej numer. Nie wiedziałem, do czego jest mi on potrzebny, lecz schowałem numerek do kieszeni i odwróciłem się do ludzi na polanie.

-Pierwszą osobą, która dołączy do Justina, będzie... - tu zrobiła dłuższą przerwę, zupełnie, jak na walkach bokserskich. - Jake Mahone. - kurwa, co?
Momentalnie parsknąłem śmiechem, lecz w porę udało mi się zatrzymać w sobie, chociaż i tak zwróciłem uwagę kilku osób.

Wtedy spojrzałem na bruneta, który pocałował Lily w czoło, a potem odwrócił się w moim kierunku i zaczął powoli iść, jak na skazanie. Chciałem go wyśmiać. Wyglądał, jak potulny baranek, lub innymi słowami, po prostu żałośnie. To może dziwne, ale ja, kurwa, cholernie cieszyłem się, że Jake został do mnie przydzielony. Wolałem jego, niż czarnowłosą lalkę. Los uśmiechnął się do mnie dzisiaj bardzo, bardzo szeroko.

-Natomiast drugą osobą zostaje... - znów przerwała, aby stworzyć większe napięcie. - Lily!
Gwałtownie uniosłem głowę i wbiłem wzrok w szatynkę, w momencie, w którym ona spojrzała na mnie.
Teraz dopiero zacznie się zabawa...

~*~

No to jak, kto spodziewał się takiego obrotu sprawy z kopertą?

CZYTASZ=KOMENTUJESZ
ask.fm/Paulaaa962

32 komentarze:

  1. Nie wierze w jej matke. Przecież to nei matka. Mam nadzieję, że to się im nie uda. Szkoda mi Lily.

    OdpowiedzUsuń
  2. popieprzona ta kobieta w sumie to chora i to widać gołym okiem. Sprzedanie Lily bo inaczej chyba tego nazwać nie mogę pewnie nie wyjdzie coś czuje ze przez ten ich obóz do czegoś dojdzie i mam taka nadzieje. Bo traktowanie ludzi rzeczowo jest popieprzone, jak można kogoś wydać za maż na siłę do tego za nieznajomego gościa w innym kraju. TO CHORE! KOCHAM TWOJE OPOWIADANIE ALE TYM ROZDZIAŁEM MNIE PRZERAZIŁAŚ

    OdpowiedzUsuń
  3. Co za pieprzona suka z jej matki -.- szkoda mi jej ale cos mi sie zdaje ze nic nie wyjdzie z tym... juss zmieknie :) swuetny rozdzial <3

    OdpowiedzUsuń
  4. Zajebalabym taka matkę. Az mi z żalu się płakać zachcialo, ze własna matka ja sprzedają jako dziwke. Masakra. Czekam na nastepny

    OdpowiedzUsuń
  5. biedna lily, co oni hca z niej zrobic, jej matka jest popieszona, przepraszam za wulgaryzmy no ale musze, jak kozna traktowac tak swoje dziecko, no jak, ucieszylam sie kiedy justin bardziej przeja sie lily niz jej wlasna matka, szkoda ze dopiero w nasteponym tygodniu bedzie rozdzial, w kazdym badz razie zycze udanego wyjazdu, caluski ;****

    OdpowiedzUsuń
  6. Matko superr rozdział.
    Czekam na next

    OdpowiedzUsuń
  7. Boże jej matka jest chora :* super czekam nn

    OdpowiedzUsuń
  8. Chora baba z matki Lilly !Jak mozna sprzedać swoje dziecko .Pewnie Justin jakoś to odplącze.Czekam na next .

    OdpowiedzUsuń
  9. Masz racje, nie spodziewałam się, że coś takiego będzie w tej kopercie. Mam nadzieje, że jednak Lily nie zostanie żoną Marco i nie wyjedzie z nim do Jordanu. Będzie się działo na tej wycieczce. Pewnie Justin nie będzie dawał im spokoju. Życzę weny i czekam na następny. kocham cię xx

    OdpowiedzUsuń
  10. jprd jej matka jest jakas pojebana serio inaczej nie mozna tego ujac a justin gorszy nie jest. i zeby sprzedac dziewczyne a na do datek jeszcze bd musiala robic za dziwke !!!!! poprostu codownie :\ ughhhh
    i zeby za pozno nie zrozumial ze popelnil OGROMNY blad oraz powinien sie leczyc tak samo matka dziewczyny
    czekam na kolejny

    OdpowiedzUsuń
  11. Serio znowu skończyłaś w takim momencie. Teraz to ja nie wytrzymam !!!

    OdpowiedzUsuń
  12. Po prostu nie wierzę, na miejscu Lily nigdy nie wybaczyłabym matce, nigdy, to jest wyrodna kobieta, bez żadnych skrupułów. Justin też nie lepszy, jestem ciekawa jak bohaterka na to wszystko zareaguje. W końcu nowy rozdzial, wprost doczekać się nie mogłam i to w dodatku długi <3. Czekam na 17!

    OdpowiedzUsuń
  13. ale z niego skurwiel, no takiej zemsty to ja się nie spodziewałam , ni chuja ..... a matka jeszcze gorsza. Żałosna kobieta...

    OdpowiedzUsuń
  14. Jak można być taką matką ale Justin wcale nie jest lepszy, jak on mógł ! Rozdział jest cudowny nie mogę doczekać się następnego rozdziału <333

    OdpowiedzUsuń
  15. Jaka suka (za przeproszeniem) z jej matki! No nie wierzę, że tak łatwo ją odsprzedała! Hyhyhy, ale trójkącik sobie zrobili na tej wycieczce ^^ ciekawe czy Justin naprawdę wykorzysta Rachel ;o do następnego <3

    OdpowiedzUsuń
  16. Mam nadzieję, że nowy rozdział będzie jak najszybciej! :) A co do rozdziału, to bardzo nie spodobało mi się zachowanie Justina ;/ Nie mówiąc już o mamie Lily.. Czekam na nexta! :)

    OdpowiedzUsuń
  17. Ta jej matka jest jakaś chora chce sprzedać własną córkę jakiemuś oblechowi?? To jest chore!

    OdpowiedzUsuń
  18. Kurwa jej Matka jest popierdolona !! Teraz Lily może uratować Jake albo Justin !! Jej matka to szmata kurwa sprzedaje własną Córkę !!! Kurwa !
    Aaaa uwielbiam z perspektywy Justina :3
    haha wycieczka ta będzie gorąca :D

    OdpowiedzUsuń
  19. co ? jak .. jak kurwa jej matka mogła coś takiego zrobić ? czaje że miłość jest ślepa, ale.. to jej dziecko :O pojebana , a rozdział ? cudowny jak zwykle
    A. wiem,że nie lubisz spamów czy coś w tym stylu , ale jestem Twoją cholerną fanką i zależało by mi na Twojej opinii :/ : http://reallyiloveyou.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  20. Lily ma cholernie okropną matkę. Jak tak można sprzedac własną córkę !?!?!!?!? No jak???? Mam nadzieję że Justin się zlituje i jakoś to odkręci. Nie wyobrażam sobie że mogą ją zgwałcić :((((

    OdpowiedzUsuń
  21. Jezu, tego bym się nigdy nie spodziewała. Mam nadzieje, że na tej wycieczce Justin zrozumie jaki wielki błąd popełnił i jakoś to odkręci. On naprawdę cos do niej czuje tylko sam jeszcze o tym nie wie.
    Coś mi się wydaje, że na tej wycieczce będzie bardzo ciekawie. Mam nadzieję, że rozdział będzie szybko. Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  22. O rany...czuję że w następnych rozdziałach będzie się działo :) Czekam na nn! Rozdział boski <3

    OdpowiedzUsuń
  23. Jesteś nominowana do LBA. Więcej informacji znajdziesz tutaj http://justin-and-ana.blogspot.com/ :-)

    OdpowiedzUsuń
  24. Ta matka to nie matka ;/ jak ona mogła tak postąpic !

    OdpowiedzUsuń
  25. Ta matka Lilly to jakaś wariatka jak ona mogła sprzedać własne dziecko obcemu facetowi a Jus co go napadło żeby uknuć taki plan

    OdpowiedzUsuń
  26. Nie nie nie nie.... Nie podoba mi sie to. Niech ARAB zostawi Lily w spokoju, a na Justina nie mam słow. Jake jest super, ale aż mi go szkoda. Na pewno dowie sie od Justina o tym, co zaszlo miedzy nim a Lily.

    OdpowiedzUsuń